Szef MSZ Iranu Mohammad Dżawad Zarif apeluje w poniedziałkowym "New York Timesie" do krajów UE, by nie podkopywały umowy nuklearnej z Teheranem. USA wydają się być wojowniczo nastawione na Bliskim Wschodzie, a Europa może pomóc w rozładowaniu napięcia - uważa.

Waszyngton zagroził ostatnio m.in. wystąpieniem z tego przełomowego porozumienia z 2015 roku.

Zarif przypomina, że tuż przed zawarciem umowy nuklearnej nazwał ją "solidnym fundamentem", a nie maksymalnym osiągnięciem. "Niestety przez ostatnie 11 miesięcy odpowiedzią na sumienność Iranu były napady złości ze strony administracji USA Donalda Trumpa (...)" - dodaje.

Iran chce "ostrzec kraje europejskie by nie wahały się w sprawach wykraczających poza zakres umowy nuklearnej i nie podążały śladami Białego Domu" - wyjaśnia minister. "W czasie gdy umowa nuklearna i Bliski Wschód wkraczają na niezbadane i potencjalnie zapalne terytorium, Europa musi koniecznie upewnić się, że wkrótce nie będziemy powtarzać historii" - zaznacza Zarif.

Jak czytamy w "NYT", ponad dekadę przed rozmowami, które zakończyły się zawarciem porozumienia w 2015 roku, Iran prowadził podobne negocjacje z Wielką Brytanią, Francją i Niemcami. Pod presją ze strony USA Europejczycy zażądali, by Iran porzucił swe działania na rzecz wzbogacania uranu. Rozmowy załamały się, a Europejczycy "ani nie powstrzymali naszego programu jądrowego, ani nie udobruchali Waszyngtonu" - pisze Zarif. "Do 2013 roku, gdy znów zasiedliśmy do negocjacji, tym razem także bezpośrednio z USA, Iran zwiększył liczbę wirówek do 20 tysięcy, z mniej niż 200 w 2005 roku. Nie było już rozmów o końcu wzbogacania uranu" - czytamy.

Reklama

Zarif nazywa porozumienie nuklearne "rzadkim triumfem dyplomacji nad konfrontacją". "Podkopywanie tego byłoby błędem. Europa nie powinna ulegać determinacji Waszyngtonu, aby przenieść nacisk na kolejny niepotrzebny kryzys, niezależnie czy miałby to być irański obronny program rakietowy czy nasze wpływy na Bliskim Wschodzie. Byłoby to powtórką dynamiki, która poprzedziła umowę nuklearną" - uważa minister.

Szef dyplomacji po raz kolejny zapewnia, że irańskie zdolności wojskowe "są zgodne z międzynarodowym prawem i w pełni defensywne". "Nasze stanowisko w sprawie obronności wynika z trzeźwych obliczeń geostrategicznych, a także przekonań moralnych i religijnych. Nasza doktryna wojskowa opiera się także na doświadczeniach historycznych" - pisze Zarif.

Tłumaczy, że podczas wojny irańsko-irackiej z lat 1980-1988 reżim Saddama Husajna wystrzelił wyprodukowane w ZSRR pociski na irańskie miasta. Niektóre zawierały chemiczne komponenty dostarczone przez Zachód. "Świat nie tylko milczał, ale też żaden kraj nie sprzedawał Iranowi broni, by pozwolić nam odstraszać agresora" - czytamy w artykule.

Teheran "wyciągnął z tego wnioski" i doskonali swe rakiety, by mieć w zanadrzu skuteczny sposób odstraszania - twierdzi Zarif.

Minister podkreśla, że irańskie zobowiązanie tylko do samoobrony "nie jest sloganem". Iran rozmieścił w przeszłości i teraz pociski rakietowe tylko przeciwko kilku "haniebnym przeciwnikom: reżimowi Saddama Husajna i jego terrorystycznym sojusznikom oraz Państwu Islamskiemu", a ataki były odpowiedzią na "bezlitosne zabijanie Irańczyków" - twierdzi Zarif.

"Żadna irańska administracja nie pozostawi naszego narodu bezbronnym" - zapewnił szef MSZ. "Społeczność międzynarodowa, zwłaszcza Europa, musi zdać sobie z tego sprawę i skupić się na wysiłkach, by poradzić sobie z prawdziwym zagrożeniem dla świata, takim jak wojny szalejące na Bliskim Wschodzie" - apeluje Zarif.

Szef dyplomacji Iranu przekonuje, że jego kraj "jest dumny z odgrywania wiodącej roli" w zakończeniu wojny w Syrii. Zarif w swym tekście nie wspomina jednak, że w Syrii Iran wspiera siły reżimu Baszara el-Asada. Pisze za to, że w 2013 r. przedstawił plan, by położyć kres wojnie, który jednak nie został zauważony. Mimo to, jak czytamy, Teheran kontynuuje wysiłki w tym kierunku. Jako przykład szef dyplomacji podaje spotkanie w Soczi z listopada, gdy prezydent Hasan Rowhani przyłączył się do swych odpowiedników z Rosji i Turcji. Dokonali oni "ważnego kroku w kierunku pokoju, torując drogę do większej pomocy, deeskalacji i zwołali kongres narodu syryjskiego".

Pisząc o Jemenie Zarif zauważa, że "zaledwie dwa tygodnie po rozpoczęciu przez Arabię Saudyjską brutalnej kampanii bombardowań" w 2015 r., Teheran przedstawił plan, w którym wzywał do natychmiastowego zawieszenia broni i dostarczenia pomocy humanitarnej. "Sprawcy tego kryzysu humanitarnego i ich zachodni sojusznicy wybrali jednak wojnę" - czytamy. Znowu pomija jednak fakt, że w Jemenie Iran wspiera rebeliantów z ruchu Huti.

"Gdy Iran i jego partnerzy pracują nad gaszeniem pożarów, podpalacze w naszym regionie stają się coraz bardziej niezrównoważeni. Nie zwracają uwagi na konieczność zaangażowania. Mimo ogromnej stawki, ważne zainteresowane strony wciąż są niechętne, by pociągnąć podpalaczy do odpowiedzialności" - pisze.

"Wzywamy odpowiedzialne strony do uznania potrzeby patrzenia naprzód. Pozwólcie nam znaleźć nadzieję we wspólnej wizji bardziej pokojowej przyszłości i bądźcie wystarczająco odważni, by podjąć namacalne działania, aby to się stało" - apeluje szef irańskiego MSZ.

Przypomina, że w 2015 r. w "NYT" przestawił propozycję utworzenia "regionalnego forum dialogu", które miałoby być sposobem zjednoczenia Iranu i jego sąsiadów, by wspólnie pracowali na rzecz pokoju. "Mamy nadzieję, że odpowiedzialni gracze spoza Bliskiego Wschodu będą skupiać swe wysiłki na wzywaniu swych sojuszników w naszym regionie, by poważnie podeszli do naszej propozycji. Wierzymy, że może to być dobry początek i jeszcze raz wzywamy wszystkich naszych sąsiadów, by w tym uczestniczyli" - apeluje Zarif.

>>> Czytaj też: Rosja wychodzi z Syrii. Putin wydał rozkaz wycofania rosyjskich wojsk