Gdy nowe mocarstwo rośnie w siłę i stawia wyzwania dotychczasowemu hegemonowi, często prowadzi to do wojny; mechanizm ten zwany jest pułapką Tukidydesa - greckiego historyka, który jako pierwszy opisał tę prawidłowość. Może to oznaczać, że relacje Chin z Zachodem, a zwłaszcza z Ameryką przerodzą się w konfrontację - ostrzega brytyjski tygodnik.

Chiny nie obnoszą się z zamiarem podbijania obcych terytoriów, ale można się obawiać, że chcą podbić umysły w obcych krajach - kontynuuje "Economist".

Wobec taktyki Pekinu zaprotestowała niedawno Australia. 5 grudnia tamtejszy rząd zaproponował nowe ustawy, które miałyby ograniczyć "bezprecedensowe i coraz bardziej wyrafinowane zabiegi" podmiotów zagranicznych, mające na celu manipulowanie deputowanymi do australijskiego parlamentu. Do podjęcia takich kroków zmusiły rząd coraz częstsze zarzuty wobec Chin dotyczące prób wpływania na politykę, media i sektor wydawniczy, a nawet uniwersytety Australii.

Podobne oskarżenia wysuwają pod adresem Pekinu Niemcy, Kanada, Wielka Brytania i Nowa Zelandia.

Reklama

W październiku amerykański magazyn "The Atlantic" ostrzegł, że Chiny kupują sojuszników, stosują naciski, zastraszają i starają się nimi zastąpić "miękką siłę" USA, a zatem też ich wpływy.

"Miękka siła" (soft power) to wpływanie na międzynarodowe otoczenie poprzez atrakcyjność kultury i wartości danego państwa - przypomina "Economist". Teraz naukowcy z amerykańskiego ośrodka National Endowment for Democracy ukuli nowy termin na opisanie strategii Chin: "sharp power", czyli sprytna lub ostra siła.

"Sharp power" w wydaniu Pekinu to kombinacja zastraszania, korupcji, dywersji i nacisków - pisze brytyjski tygodnik.

Dywersja i korupcja to na przykład kupowanie polityków, ale też kontrybucje finansowe na rzecz całych partii, o co oskarżają Chińczyków Australia i Nowa Zelandia.

Czasem chińskie inwestycje czy kredyty są wystarczającym powodem, by zmusić polityków do zajęcia takiego stanowiska, jakie przysłuży się Pekinowi. Gdy Unia Europejska chciała przyjąć rezolucję krytykującą Chiny za łamanie praw człowieka, Grecja zgłosiła weto; nieco wcześniej chińska firma zainwestowała w port Pireus - przypomina tygodnik.

Problem z takim eksportem chińskich wpływów polega na tym, że Chin nie można ignorować, jak niegdyś Rosji, ponieważ jest to druga, po USA, gospodarka na świecie, tak ściśle zintegrowana z globalnym systemem ekonomicznym i politycznym, że Zachód jest bardzo podatny na jej naciski - ostrzega "Economist".

Przedsiębiorstwa często "tak tańczą, jak im Chiny zagrają, nawet jeśli nie są o to proszone", bo skala gospodarki Państwa Środka jest dla nich wystarczającym bodźcem - kontynuuje tygodnik. Co więcej, chińskie przedsiębiorstwa inwestują za granicą, również w strategiczne surowce i infrastrukturę, a nawet w tereny uprawne. "Chiny mają apetyt na kształtowanie globalnych reguł gry" - konstatuje "Economist".

Aby potęga Pekinu rosła w sposób pokojowy "Zachód musi zrobić miejsce dla ambicji Chin" - zaleca tygodnik, ale też kończy ostrzeżeniem, że nie może to oznaczać, iż wszelkie poczynania Państwa Środka powinny być tolerowane, a "ignorowanie +sharp power+" niesie dla społeczeństw otwartych spore ryzyko.

"Zachód musi bronić swych zasad", a najlepszą obroną w takiej sytuacji są: "kontrwywiad i niezależne media". Byłoby też najlepiej, gdyby państwa Zachodu były w stanie działać razem.

Eksperci amerykańskiej Rady Stosunków Zagranicznych (CFR) ostrzegają od lat, że Chiny, często "agresywnie uwodząc polityków", prowadzą dalekowzroczną grę o surowce, rynki zbytu, sojuszników, którzy będą popierać Pekin swymi głosami w ONZ, oraz o polityczne i kulturowe wpływy.

>>> Polecamy: Trwa walka o globalną dominację. Chiny będą wrogiem czy przyjacielem USA?