Uruchomienie artykułu 7 unijnego traktatu wobec Polski oznacza przeniesienie ciężaru odpowiedzialności za praworządność nad Wisłą z KE na państwa członkowskie. Wynikające z tej procedury nałożenie sankcji na Warszawę jest jednak mało prawdopodobne.

Art. 7 Traktatu o UE to tzw. opcja atomowa; może służyć do nałożenia na kraj UE sankcji. W ramach trwającej procedury praworządności KE wysłała wcześniej do Polski trzykrotnie zalecenia: w lipca i grudniu 2016 roku oraz w lipcu roku 2017. W ostatnich miesiącach KE monitorowała działania podjęte w odpowiedzi na jej zalecenia.

Do tej pory wobec żadnego państwa UE nie zastosowano tego mechanizmu. Jego realne konsekwencje, poza politycznymi, są jednak ograniczone.

W chwili gdy sprawa trafi do państw członkowskich (Rady UE), będą one decydować, czy istnieje wyraźne ryzyko poważnego naruszenia wartości UE. Do podjęcia takiej decyzji potrzeba większości czterech piątych, czyli 22 krajów członkowskich. Wcześniej wymagana jest jeszcze zgoda Parlamentu Europejskiego. W procesie tym Rada wysłuchuje państwa członkowskiego; może też skierować do niego zalecenia.

Politycznie krok KE będzie trudny nie tylko dla Warszawy, ale dla też innych stolic unijnych. Do tej pory (poza niewiążącymi dyskusjami) nie były one zobowiązane do wyraźnego określenia swojego stanowiska wobec przeprowadzanych w Polsce zmian. Uruchomienie artykułu 7 będzie oznaczało, że kraje unijne będą musiały to zrobić. Uzyskanie większości czterech piątych do stwierdzenia "poważnego ryzyka naruszenia" wartości unijnych będzie oznaczało też zwiększenie presji na Warszawę.

Reklama

Aby dany kraj mógł być objęty przewidzianymi w art. 7 sankcjami, w tym zawieszeniem prawa do głosowania na forum UE, zielone światło musi dać jednomyślnie szczyt unijny. Węgry jednak informowały, że nie poprą sankcji wobec Polski. Ewentualne sankcje, po jednomyślnej decyzji krajów UE na szczycie, uchwalane są przez kraje członkowskie większością kwalifikowaną.

W osobnym trybie KE może też - i zdarza się to często - wszczynać procedurę o naruszenie unijnego prawa, jeśli uzna, że w danym kraju doszło do naruszenia prawa Wspólnoty, unijne przepisy nie są wdrażane lub zostanie złożona skarga w sprawie ich naruszenia.

Postępowanie obejmuje trzy przewidziane w traktatach etapy: KE początkowo zwraca się do rządów krajowych o usunięcie naruszenia prawa ("wezwanie do usunięcia uchybienia"), w kolejnym kroku daje krajom określony czas na zmiany ("uzasadniona opinia"), a w następnym etapie może pozwać kraj do Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu.

KE może też zawnioskować w Trybunale Sprawiedliwości o nałożenie na dane państwo kary pieniężnej. W sprawie ustawy o ustroju sądów powszechnych wszczęta w wakacje procedura KE przeszła już drugi etap, czyli teraz możliwe jest skierowanie sprawy do Trybunału. W tym przypadku na rozstrzygnięcie trzeba jednak poczekać dłużej - decyzję, czy państwo członkowskie naruszyło przepisy UE, Trybunał podejmuje średnio po dwóch latach.

>>> Czytaj też: Porozumienie z UE było na wyciągnięcie ręki. Ujawniamy kulisy tajnych rozmów rządu PiS z Brukselą