Neuronauki obaliły przekonanie, że uczucia muszą być ujarzmione, a najlepiej wykorzenione. Przeciwnie, jeśli wyeliminujemy emocje, staniemy się irracjonalni. Wywiad z George'em E. Marcusem, profesorem nauk politycznych w Williams College.
ikona lupy />
George E. Marcus profesor nauk politycznych w Williams College, specjalizuje się w psychologii politycznej oraz badaniu zachowań wyborczych w społeczeństwach demokratycznych fot. materiały prasowe / Dziennik Gazeta Prawna
Popularna narracja wyjaśniająca stan współczesnej polityki mówi, że zdominowały ją emocje, które zastąpiły rzeczowe argumenty. To brzmi przekonująco?
Nie, bo ta narracja opiera się na archaicznej opozycji między rozumem a uczuciami, która w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat została obalona przez neuronauki. Od czasów Platona filozofowie uważali, że zrozumienie działania emocji jest kluczowe dla poznania ludzkiej natury oraz określenia najlepiej współgrającego z nią systemu politycznego. Tradycyjnie panowało przekonanie, że to racjonalność – mająca swoje źródło w rozumie – sprawia, że jesteśmy zdolni do tworzenia i życia według wspólnych zasad i podtrzymania sprawiedliwych rządów. Namiętności są natomiast pewną tajemniczą, głęboko ukrytą destrukcyjną siłą, która działając niezależnie od intelektu, utrudnia nam podejmowanie logicznych i świadomych decyzji.
Reklama
Bo emocje z definicji są czymś irracjonalnym.
Tak właśnie myślano. I z powodu swojego szkodliwego wpływu muszą być ujarzmione i poddane kontroli, a najlepiej wykorzenione.
Wielu filozofów sugerowało, że jeśli nie da się emocji wyeliminować z polityki, to trzeba je ucywilizować za pomocą prawa i obyczajów. To też przestarzały pogląd?
Można tak to ująć. Przychodzi mi tu na myśl książka XVII-wiecznego filozofa Johna Locke’a o wychowaniu, w której przeciwstawia on wyższą klasę społeczną – gentlemanów – tym niżej urodzonym. Różnica między nimi miała sprowadzać się do tego, że przedstawiciele tej pierwszej wyrobili sobie umiejętność zduszenia żądz i namiętności, by oddawać się praktykom intelektu, podczas gdy ci drudzy ustępowali irracjonalnym skłonnościom. Czyli nie umieli kontrolować emocji. Co ciekawe, obecnie jesteśmy w stanie badać zachowanie ludzi, którzy na skutek poważnych urazów mózgu stracili pewne zdolności umysłowe związane z doświadczaniem stanów emocjonalnych. Jednym z takich eksperymentów jest gra znana pod nazwą Iowa Gambling Task. Jej uczestnicy mają do dyspozycji cztery talie kart, a każdej karcie przypisany jest określony nominał lub wartość ujemna – kara i nagroda. Gra polega na takim dobieraniu kart z dowolnej talii, aby zapewnić sobie jak najwyższą sumę pieniędzy. Uczestnicy nie wiedzą, że dwie talie są „dobre”, bo mają karty, z których nagrody przewyższają kary. Pozostałe talie zawierają karty z wyższymi nominałami, ale za to i z wyższymi karami. W efekcie gracze z czasem będą na nich tracić. Co się okazało? Zdrowi uczestnicy zaczęli rozumieć, które talie są przegrywające, po wyciągnięciu 40–50 kart. I wtedy zwracali się ku bezpiecznym zestawom. Czujniki na ich dłoniach rejestrujące elektryczną reakcję skóry wskazywały jednak, że początkowo stres związany z wyborem „złej” talii oraz zamiana na inną następowały u nich zanim mieli podejrzenie, że dany zestaw może być przegrywający. Wraz z doświadczeniem ich organizm sygnalizował wcześniej, kiedy przejdą do innej talii. Rejestrowano reakcję fizyczną człowieka zanim ten podjął świadomą decyzję, że teraz będzie ciągnął karty z nowego stosu. Natomiast osoby z upośledzeniem funkcji mózgu, które nie miały żadnych reakcji emocjonalnych na korzystanie z „dobrych” czy „złych” zestawów kart, w ogóle nie zmieniły swojej strategii gry, nawet gdy wiedziały już, które talie są bardziej ryzykowne. Co nam mówi to badanie? Że jeśli wyeliminujemy emocje, to staniemy się bardzo irracjonalni.