Gdy premier Wielkiej Brytanii David Cameron mocno naciskał w 2013 r. na odchudzenie administracji UE, chciał wyjść naprzeciw eurosceptykom na Wyspach. Za ironię można uznać fakt, że wyznaczony cel został właśnie osiągnięty, gdy Brytyjczycy są jedną nogą poza UE.

Sprawa zmniejszenia liczby urzędników była jednym z głośniejszych postulatów, jaki podczas trudnych negocjacji wieloletniego budżetu UE na lata 2014-2020 stawiała Wielka Brytania. Kwestia ta wywoływała irytację w Brukseli, która broniła się przed cięciami. Doszło nawet do tego, że pracownicy Rady UE zastrajkowali, nie przychodząc do pracy podczas szczytu w czerwcu 2013 r.

Wśród unijnych przywódców, ale także opinii publicznej nie było jednak wielkiego zrozumienia dla sowicie opłacanych unijnych urzędników i ostatecznie szefowie państw i rządów zgodzili się na cięcia, tak jak chciał tego Cameron. Zostały one rozłożone w czasie, ale ostateczny termin ich realizacji wyznaczono na 2017 r.

Z analizy, jaką przygotował Europejski Trybunał Obrachunkowy (ETO), wynika, że unijne instytucje i agencje właśnie osiągnęły wyznaczony cel 5-procentowej redukcji zatrudnienia. Audytorzy wskazali jednocześnie na znaczną liczbę czynników, które przyczyniły się do presji na zwiększanie zatrudnienia. W rezultacie na koniec 2017 r. w UE jest około 46 tys. stanowisk. Liczba może wydawać się imponująca, ale krajowe administracje są znacznie większe. W Polsce to kilkaset tysięcy osób.

"28" wydaje około 6 proc. swojego rocznego budżetu na personel, administrację i utrzymanie budynków. Instytucją, która zatrudnia największą liczbę osób (ok. 33 tys.) jest Komisja Europejska.

Reklama

Podzielona jest ona na departamenty, zwane dyrekcjami generalnymi (DG), które można porównać do krajowych ministerstw. Każda dyrekcja zajmuje się konkretnym obszarem polityki, np. handlem czy środowiskiem, a na jej czele stoi dyrektor generalny, który podlega odpowiedniemu komisarzowi.

W Parlamencie Europejskim (Sekretariat Generalny i grupy polityczne) pracuje około 7,5 tys. osób. Liczba ta nie obejmuje 750 europosłów i pracowników bezpośrednio przez nich zatrudnianych. W Radzie Unii Europejskiej (Sekretariat Generalny) pracuje ok. 3,5 tys. osób.

Do tego dochodzą agencje, takie jak mieszczący się w Warszawie Frontex, który zajmuje się granicami zewnętrznymi, czy Europejska Agencja Leków w Londynie.

Ze sprawozdania ETO wynika, że 5-procentowy cel redukcji personelu został osiągnięty przez większość unijnych ciał, czy instytucji w tym roku. Europejska Służba Działań Zewnętrznych, Parlament Europejski i niektóre z agencji, dla których zostały uzgodnione inne terminy, mają osiągnąć swoje cele w latach 2018-2019. Cięcia udało się wypracować przez niezastępowanie pracowników, którzy odchodzili na emerytury oraz likwidację wakatów.

Kontrolerzy odnotowali, że mimo tego w okresie 2013-2017 PE i Rada utworzyły szereg nowych stanowisk. Z zestawienia ETO wynika, że zlikwidowano 2886 miejsc pracy, ale jednocześnie postało 2392 w tych dwóch instytucjach. To jednak nie wszystko, bo w europarlamencie zwiększyło się zatrudnienie w grupach politycznych (nie były one objęte cięciami). W rezultacie wynik netto zmniejszenia urzędników został oszacowany na 494 stanowisk, czyli 1,1 proc. w porównaniu do bazowego 2012 roku. W tym samym okresie liczba pracowników na kontrakcie wzrosła o jedną trzecią, z 6583 do 8781.

Europejski Trybunał Obrachunkowy wskazał, że nowe stanowiska zostały utworzone w szczególności w Radzie Europejskiej, Radzie UE, Trybunale Sprawiedliwości UE, a także Komisji w związku z przystąpieniem Chorwacji do Wspólnoty.

Nowe zadania, a co za tym idzie, dodatkowy personel zyskały też agencje unijne takie jak Frontex (w odpowiedzi na kryzys migracyjny agencja rozrasta się znacznie), Europejski Urząd Policji Europol (to z kolei w związku z falą zamachów terrorystycznych w państwach UE), czy Europejski Urząd Wsparcia w dziedzinie Azylu (EASO).

W lutym br. państwa członkowskie zgodziły się, że poziom liczby urzędników musi być pod kontrolą i zaproponowały, by ETO przeprowadził niezależną ocenę. Komisja Europejska w 2018 r. przedstawi wynikającą z niej propozycję w przyszłym roku. Głosów o potrzebie dalszych cięć nie słychać nie tylko przez to, że Brytyjczycy są na unijnym wylocie, ale też przez to, że jest zgoda stolic co do tego, że niektóre zadania lepiej wykonywać razem, na poziomie UE.

>>> Czytaj też: Chorwacki analityk: Komisja Europejska niszczy Polskę. Jutro to samo może spotkać i nas