Rzecznik rządu w Madrycie Inigo Mendez de Vigo potwierdził, że Hiszpania nie zgodzi się, aby do kraju wrócił ambasador Wenezueli Mario Ricardo Isea, który obecnie przebywa w ojczyźnie. Został do niej wezwany przez prezydenta Nicolasa Maduro po zaostrzeniu się stosunków dyplomatycznych między dwoma hiszpańskojęzycznymi krajami.

De Vigo zastrzegł na konferencji prasowej, że gabinetowi Mariano Rajoya zależy na utrzymaniu dobrych relacji z Wenezuelą i powiedział, że ubolewa z powodu kroków podjętych wobec hiszpańskiego ambasadora w Caracas Jesusa Silvy Fernandeza.

W czwartek wenezuelskie władze poinformowały o uznaniu go za persona non grata oraz o wydaleniu go z Wenezueli ze względu na "agresję i ingerowanie w wewnętrzne sprawy Wenezueli" ze strony Hiszpanii. Dyplomacie dano 72 godziny na opuszczenie kraju.

Szef wenezuelskiej dyplomacji Jorge Arreaza oświadczył, że decyzję podjęto z powodu "ustawicznej agresji i wielokrotnego ingerowania w międzynarodowe sprawy (Wenezueli) przez hiszpański rząd".

Reklama

W oświadczeniu podkreślono, że wenezuelski rząd kategorycznie nie zgadza się ze stwierdzeniami wygłoszonymi w środę podczas wywiadu radiowego przez premiera Rajoya. Szef hiszpańskiego rządu powiedział m.in., że UE przyjęła "bardzo zasłużone sankcje" wobec wenezuelskiego rządu. Ocenił, że sankcje były w rzeczywistości "łagodne".

W poniedziałek unijni ministrowie spraw zagranicznych podjęli decyzję o nałożeniu sankcji na siedem osób związanych z wenezuelskimi władzami, które były zaangażowane w naruszanie zasad demokratycznych i praworządności oraz łamanie praw człowieka. Restrykcje obejmują m.in. zakaz wjazdu do UE oraz zamrożenie środków. UE zareagowała również w ten sposób na fiasko dotychczasowych rozmów przedstawicieli wenezuelskiego rządu i opozycji, które miały zakończyć głęboki kryzys polityczny i gospodarczy w kraju.

Caracas oskarża Rajoya o to, że to właśnie on był jednym z pomysłodawców sankcji, dodając, że kierował się przy tym instrukcjami płynącymi z USA. (PAP)