"Uważamy, że upomnienia w sprawie operacji, którą prowadzimy zgodnie z przepisami międzynarodowymi, ze strony kraju, takiego jak Francja to zniewaga" - powiedział Cavusoglu dziennikarzom w Ankarze. "Używamy naszego prawa do samoobrony, jest to zgodne z decyzjami Rady Bezpieczeństwa ONZ. To nie jest inwazja. Oni (Francuzi) nie powinni być dwulicowi" - podkreślił.

Szef MSZ Turcji powiedział ponadto, że syryjskie rozmowy pokojowe w Genewie pod egidą ONZ powinny zostać ożywione. Dodał, że aby to się stało, syryjski rząd musi zacząć negocjować.

Dzień wcześniej w artykule, który pojawił się na łamach dziennika "Le Figaro", Macron przestrzegł Turcję, że operacja w Afrinie nie powinna być wymówką dla interwencji w Syrii. Wyraził też oczekiwanie, że Ankara będzie koordynowała swe działania z sojusznikami.

Turecka armia nasiliła we wtorek naloty na Afrin, ponad tydzień po rozpoczęciu ofensywy mającej na celu wyparcie kurdyjskich bojowników z Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) z pogranicza Turcji.

Reklama

Francja, podobnie jak Stany Zjednoczone, rozszerzyła zakres swych szkoleń oraz zwiększyła dostawy broni dla YPG, walczących z Państwem Islamskim (IS) w Syrii.

Pomimo wezwań wielu europejskich polityków do umiaru prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan powtórzył, że ofensywa w Afrinie nie zatrzyma się "przed eliminacją zagrożenia terrorystycznego" na granicy tureckiej; odniósł się w ten sposób do wpływowej milicji YPG, powiązanej ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Obie te organizacje uważane se przez Ankarę za organizację terrorystyczną. Dla Waszyngtonu YPG jest głównym sojusznikiem w walce zarówno z IS, jak i z wojskiem prezydenta Syrii Baszara el-Asada.

>>> Czytaj też: "Przez 10 lat ostrzegaliśmy Zachód". Rosja przygotowała infrastrukturę dla Iskanderów w Kaliningradzie