Podczas gdy fizycznych śladów po murze berlińskim jest dziś bardzo niewiele, to gospodarcze mury wciąż pozostają wysokie - pisze Leonid Bershidsky.

Mur berliński dzielił stolicę Niemiec przez 28 lat, dwa miesiące i 28 dni, począwszy od 13 sierpnia 1961 roku. Podział zakończył się 9 listopada 1989, gdy wysoki urzędnik NRD, Guenter Schabowski ogłosił, że przechodzenie do Berlina Zachodniego jest już możliwe. Obecnie minęło już tyle samo czasu od zburzenia muru – 28 lat, dwa miesiące i 28 dni, a kolejny rząd oparty o wielką koalicję ma znieść podatek solidarnościowy pomimo, że różnice ekonomiczne pomiędzy wschodem a zachodem Niemiec wciąż pozostają duże.

Podczas gdy fizycznych śladów po murze berlińskim jest dziś bardzo niewiele, to gospodarcze mury wciąż pozostają wysokie. Z ubiegłorocznego raportu na temat jedności Niemiec wynika, że wschodnia część kraju zmaga się z poziomem bezrobocia, które jest o ok. 50 proc. wyższe niż na zachodzie kraju. PKB na mieszkańca na wschodzie to ok. 73 proc. poziomu zachodniego, co stanowi i tak duży postęp, gdyż w 1991 roku wschodnie PKB stanowiło tylko 42 proc. zachodniego. Niemniej wzrost gospodarczy w wciągu ostatnich 10 lat na terenie byłej NRD zatrzymał się. Niemiecki rząd uważa, że za ten stan rzeczy odpowiada brak dużych niemieckich firm ze wschodu. W skład indeksu największych spółek DAX nie wchodzi żadna wielka firma ze wschodnich Niemiec. Widać to także na poziomie warunków pracy: Niemcy ze wschodu zarabiają ok. 82 proc. tego, co ich współobywatele na zachodzie kraju. Jednocześnie mają mniejszą ochronę ze strony związków zawodowych, gdyż nie wszystkie porozumienia wypracowane przez zachodnich kolegów obowiązują we wschodnich landach.

Gospodarcze nierówności doprowadziły także do wielkich różnic i problemów politycznych. To właśnie z landów wschodnich pochodzi cała reprezentacja parlamentarna lewicowej Die Linke. Z kolei prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) uzyskuje tu wyjątkowo dobre wyniki wyborcze. W ostatnich wyborach parlamentarnych na obszarze byłego NRD na AfD głosowało 21,9 proc. obywateli. Tymczasem w skali całego kraju wynik AfD to 12,6 proc.

Polityczna radykalizacja to konsekwencja przekonania mieszkańców Niemiec wschodnich, że zostali oni w tyle, a także efekt rosnącej liczby imigrantów. Być może z powodu różnych kultur politycznych zaledwie kilku obywateli Niemiec pochodzących ze wschodu sprawuje ważne funkcje na poziomie federalnym i tylko 1/3 spośród 100 największych firm w Niemczech jest prowadzona przez osoby z byłego NRD.

Reklama

W skali całej Unii Europejskiej problem gospodarczych murów jest jeszcze większy. Tylko Czechom udało się osiągnąć poziom PKB na mieszkańca równy 80 proc. poziomu notowanego w krajach starej 15. 20 lat temu poziom ten wynosił 65 proc. Polska i Węgry wytwarzają w przeliczeniu na mieszkańca jeszcze mniej, bo tylko 63 proc. średniej starych krajów UE. Tymczasem PKB per capita dla Bułgarii to zaledwie 43 proc. poziomu zachodniego – to mniej więcej taka różnica, jaka na początku zjednoczenia występowała między NRD a RFN. W przypadku samych Niemiec jednak emigracja zarobkowa ze wschodu na zachód pomogła podnieść ten poziom.

Konwergencja krajów Europy wschodniej znacząco spowolniła od czasu wybuchu ostatniego kryzysu finansowego w 2008 roku. Konwergencja była w dużej mierze możliwa dziśki temu, że inwestorzy z Europy zachodniej szukali możliwości produkowania towarów przy niższych niż w ojczyźnie kosztach pracy. Jednak w wraz z ograniczeniem własnych zasobów, model ten zaczął się wyczerpywać. Z ostatniego dokumentu Narodowego Banku Polskiego (NBP) wynika, że państwa postkomunistyczne utkną w miejscu, jeśli nie zdołają wytworzyć więcej innowacji, wzmocnić instytucji oraz prowadzić odpowiedniej polityki gospodarczej.

Wyborcy z Europy Wschodniej, podobnie jak z byłej NRD, są w większej mierze skłonni głosować na siły polityczne oferujące prostsze rozwiązania. Tylko że w przeciwieństwie do Niemiec, ich wybory nie są równoważone przez bardziej umiarkowane głosy. Nie wiadomo, czy polityki i instytucje rozwijane przez coraz bardziej nacjonalistyczne i populistyczne rządy doprowadzą do lepszej konwergencji. Jest jednak jasne, że rządy te konfliktują się z Europą zachodnią, potencjalnie podważając stary model wzrostu oparty o inwestycje.

Według ostatniej edycji rankingu demokracji wg. Economist Intelligence Unit, nie ma ani jednej „pełnej demokracji” wśród krajów postkomunistycznych, zaś te spoza UE nie kwalifikują się nawet jako „wadliwe demokracje”. Zazwyczaj należą do kategorii „reżimów hybrydowych” (jak Ukraina, Mołdawia, Gruzja, Czarnogóra) czy autorytarnych (jak Rosja czy Kazachstan). Mury oddzielające te kraje od zachodu są budowane zarówno od środka – poprzez korupcję i złe zarządzanie – a także od zewnątrz przez utrwalony brak zaufania ze strony Zachodu, przejawiający się w restrykcyjnych politykach wizowych i handlowych. Gospodarcze dogonienie Zachodu nie jest nawet celem w tych częściach świata.

Po 28 latach, dwóch miesiącach i 28 dniach sprawy nie wyglądają tak, jak wielu z nas, urodzonych po stronie komunistycznej wyobrażało to sobie, gdy upadł mur berliński.

Christian Bormann prowadzi bloga na temat berlińskiej dzielnicy Pankow. W ubiegłym miesiącu ujawnił, jakiego odkrycia dokonał kilka lat wcześniej. Chodzi o 80-metrowy odcinek muru berlińskiego, który był ukryty wśród drzew. Obiekt ten ma się stać miejscem pamięci, symbolem przeszłości.

Dziedzictwo komunizmu oraz zimnej wojny pokazuje, że znacznie trudniej jest naprawić pewne rzeczy niż mogło się to nam wydawać 28 lat wcześniej.

>>> Czytaj też: Pracownicza rewolucja w Niemczech? 28 godzin pracy tygodniowo i podwyżki pensji