W tym roku rząd chce znowelizować ustawę o funduszach emerytalnych. Takie rozwiązana są stosowane m.in. w Chile, skąd przywędrowała do Polski część pomysłów na uchwaloną w 1997 r. reformę systemu emerytalnego. Chodzi o to, by pieniądze przyszłego emeryta pracowały zgodnie z jego wiekiem, a więc by osoba na trzy lata przed emeryturą nie inwestowała 30 proc. swoich pieniędzy w akcje. Co prawda jeśli w chwili przejścia na emeryturę na giełdzie jest hossa, taka osoba może zyskać, ale jeśli nie? Dlatego w propozycjach ministerstwa pracy są trzy subfundusze – dla osób młodszych, dla starszych i dla tych, którym do emerytury zostało niewiele.

Polska ustawa przewidywała zresztą już przy jej uchwaleniu 12 lat temu wprowadzenie funduszy „typu B”, czyli inwestujących bardzo konserwatywnie pieniądze osób, którym do emerytury niedaleko. Jednak nigdy nie wprowadzono prawnych rozwiązań umożliwiających transfer pieniędzy do funduszy bezpiecznych w ramach OFE.

Takich rozwiązań towarzystwa emerytalne domagają się od dawna. Jeszcze w marcu ubiegłego roku, a więc przed giełdowym krachem, Komisja Nadzoru Finansowego rekomendowała w „średnim terminie” wprowadzenie funduszy o zróżnicowanym profilu ryzyka. Tych funduszy KNF proponowała wówczas cztery – od bardziej ryzykownych do bezpiecznego, dostępnych dla klienta OFE w zależności od jego wieku. Rozważała też możliwość ich funkcjonowania jako subfunduszy w ramach jednego OFE, nieco podobnie do subfunduszy w ramach funduszy inwestycyjnych. Pewnie gdyby te rozwiązania weszły w życie odpowiednio wcześnie, wiele osób, którym pozostało niewiele do emerytury, mogłoby uniknąć giełdowych strat, bo ich pieniądze byłyby już przesunięte do mniej ryzykownych funduszy.

„My mówimy, że potrzebne są trzy subfundusze. Dlatego, że każdy subfundusz to koszty. Także dlatego, by nie rozbudować systemu tak, że stałby się on niezrozumiały dla klientów” – uważa Grzegorz Chłopek, wiceprezes ING Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego.

Reklama

Za subfunduszami opowiada się też Piotr Sieradzan, członek zarządu Pocztylion Arka PTE. Zwraca przy tym uwagę, że lepiej byłoby, gdyby o zmianie subfunduszu decydował wiek uczestnika lub czas pozostały do przejścia na emeryturę, a nie sam uczestnik.

„Możliwość wyboru funduszu przez uczestnika spowodowałoby lawinę kampanii mających na celu przekonywanie klienta do zmiany subfunduszu, na co na obecnym etapie klienci nie wydają się przygotowani. Mogłoby dojść do wielu nadużyć. Ważne jest by przejście
z subfunduszu do subfunduszu następowało stopniowo (np. przez 3-4 lata co kilkanaście procent kapitału). Przejście z dnia na dzień z funduszu bardziej agresywnego na bardziej bezpieczny w bessie ma dokładnie taki sam skutek, jak przejście na emeryturę w bessie będąc uczestnikiem obecnie działających OFE” – dodaje Piotr Sieradzan.

„Nie chcemy, by dobrowolność wyboru prowadziła do zachowań stadnych” – mówi dosadnie Grzegorz Chłopek. Dlatego, tłumaczy, lepsze jest wprowadzenie obowiązkowego przesuwania środków między subfunduszami w zależności od wieku uczestnika funduszu. Podkreśla też, że subfundusz, w który lokowane są pieniądze niedługo przed emeryturą, powinien być aktywami „bardzo mocno związany z zakładem emerytalnym”, który będzie wypłacał emeryturę.