Europosłowie zdecydowali w środę, że po Brexicie liczba miejsc w Parlamencie Europejskim zmniejszy się z 751 do 705. Jednocześnie odrzucili pomysł wystawienia w przyszłych wyborach tzw. list kandydatów ponadnarodowych.

Z 73 miejsc w PE, jakie przysługują obecnie Wielkiej Brytanii, 27 zostanie rozdzielonych pomiędzy 14 państw unijnych, a pozostałe 46 utworzą tzw. rezerwę na wypadek dołączenia do Unii kolejnych krajów.

Dzięki podziałowi Polska zyska dodatkowo jednego europosła, czyli będzie ich miała 52. Najwięcej miejsc po Brytyjczykach zyskają Francuzi i Hiszpanie (plus 5 miejsc), Włosi i Holendrzy (3) i Irlandczycy (2). Rumuni, Szwedzi, Austriacy, Duńczycy, Słowacy, Finowie, Chorwaci i Estończycy otrzymają - podobnie jak Polska - po jednym miejscu. W przypadku pozostałych krajów liczba eurodeputowanych nie zmieni się.

Obecnie na skutek zmian demograficznych w PE nie przestrzega się tzw. zasady degresywnej proporcjonalności, według której im kraj jest większy, tym większą liczbę obywateli reprezentuje pochodzący z tego państwa europarlamentarzysta. Zgodnie z nią 82-milionowe Niemcy reprezentuje 96 europosłów (1 deputowany na 850 tys. osób), a niespełna półmilionową Maltę - 6 deputowanych (1 deputowany na 83 tys. osób).

Przed głosowaniem szefowa komisji konstytucyjnej PE i współautorka raportu w tej sprawie Danuta Huebner zaznaczyła, że proponowane zmniejszenie liczby posłów przyczyni się zarówno do sprawiedliwszego podziału miejsc pomiędzy państwa członkowskie, jak i do zmniejszenia kosztów działalności parlamentu.

Reklama

Inna propozycja tej samej komisji konstytucyjnej, by stworzyć dla Parlamentu tzw. listę ogólnoeuropejską, nie spotkała się z przychylnością posłów. Według projektu lista taka miałaby liczyć tyle osób, ile jest krajów członkowskich. Przeciwna temu pomysłowi była przede wszystkim największa frakcja w parlamencie, Europejska Partia Ludowa (EPP) która argumentuje, że tego rodzaju rozwiązanie powiększyłoby jeszcze dystans między obywatelami i ich przedstawicielami w PE.

"Skoro nie jesteśmy federacją, to po co nam wspólne przedstawicielstwo, jakiego nie ma nawet w wielu federacjach" - argumentował podczas wtorkowej debaty poprzedzającej głosowanie jeden z przedstawicieli EPL, portugalski poseł Paulo Rangel .

Przeciwnych propozycji jest też kilka państw członkowskich, które obawiają się też, że w głosowaniu na takie listy kandydaci z liczebniejszych krajów mieliby znacznie większe szanse na elekcję.

Na razie jednak nie ma podstawy prawnej, by na taką listę Europejczycy mogli głosować już w 2019 r.

Przyjęta przez Parlament Europejski rezolucja o zmniejszeniu liczby miejsc trafi do Rady Europejskiej, która może wnieść swoje poprawki. Ostateczne głosowanie odbywa się następnie w europarlamencie.

Z Brukseli Grzegorz Paluch

>>> Polecamy: Gospodarka się rozpędza. KE podnosi prognozy wzrostu PKB dla Polski