Wystąpienie Johnsona w Policy Exchange było wygłoszone w formie odpowiedzi na wątpliwości pewnej mieszkanki z okręgu wyborczego szefa MSZ, która "miała wrażenie, że nikt nie próbuje zrozumieć jej odczuć ws. Brexitu".

"Rozpoznałem w jej słowach uczucie żalu i wyobcowania, bo w ciągu ostatnich 18 miesięcy tak często słyszałem o podobnych odczuciach ze strony przyjaciół, rodziny, a nawet osób, które obrażają mnie na ulicy" - tłumaczył Johnson w długim wystąpieniu inspirowanym liberalizmem Johna Stuarta Milla.

Brytyjski minister ostrzegł zwolenników pozostania w Unii Europejskiej przed próbą doprowadzenia do drugiego referendum i odwrócenia oryginalnej decyzji, mówiąc, że byłby to "katastrofalny błąd, który skutkowałby stałym i nieusuwalnym poczuciem zdrady" wśród wielu wyborców. "Nie możemy do tego dopuścić" - podkreślił.

Minister przyznał jednocześnie, że pomimo zwycięstwa w referendum zwolenników wyjścia z UE nadal mają oni obowiązek przekonywania opinii publicznej do swoich racji.

Reklama

Zdaniem ministra nie należy napawać się zwycięstwem. "Nie wystarczy powiedzieć zwolennikom pozostania w Unii Europejskiej: przegraliście, dajcie sobie spokój. Musimy zaakceptować, że ogromna większość była motywowana absolutnie szlachetnymi pobudkami, prawdziwym poczuciem solidarności z naszymi europejskimi sąsiadami oraz chęcią, aby Wielka Brytania osiągała sukcesy" - tłumaczył.

Johnson podzielił główne obawy wyborców na trzy kategorie, dotyczące kwestii związanych z polityką bezpieczeństwa, tożsamością narodową oraz negatywnymi skutkami gospodarczymi.

"Nasze zobowiązanie do chronienia Europy jest bezwarunkowe i nienaruszalne" - zapewnił, wskazując m.in. na obecność 800 brytyjskich żołnierzy w Estonii i wysokie wydatki na system obronny i składając zapowiedź, że Wielka Brytania "nadal będzie bardzo zaangażowana w europejską politykę zagraniczną i politykę bezpieczeństwa".

Szef MSZ odrzucił sugestie, że przez wyjście z UE Brytyjczycy staną się bardziej odizolowani od kontynentu. "Nie widzę żadnego rozsądnego powodu, dla którego nie moglibyśmy nadal przechodzić na emeryturę w Hiszpanii lub gdziekolwiek indziej" - mówił. Dodał, że Wielka Brytania "może kontynuować wymiany akademickie, które były elementem europejskiego życia kulturalnego od średniowiecza".

"Nie chodzi o powrót do autarkicznego menu opartego na mielonce, kapuście i wątróbce z lat 50., ale o kontynuowanie imponującej rewolucji smaków i stylów (...), do której doszło nie tyle z powodu członkostwa w Unii Europejskiej, (...) ile w wyniku naszej historii i globalnych koneksji, otwartości na ludzi i na idee, które sprowadziły na ulice Londynu ponad 300 języków, czyniąc z niego prawdopodobnie najbardziej różnorodną stolicę na świecie" - przekonywał.

Jego zdaniem decyzja o Brexicie "to wyrażenie zasadnego i naturalnego dążenia do samorządu - rządów ludzi, dla ludzi i przez ludzi - a nie jakiejś reakcyjnej faradżystowskiej koncepcji" państwa (nawiązanie do radykalnie prawicowej, antyunijnej polityki Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa UKIP i jej byłego lidera Nigela Farage'a).

"Aby zrozumieć, dlaczego unijne regulacje nie zawsze odpowiadają interesom gospodarczym Wielkiej Brytanii, kluczowe jest zrozumienie, że prawo UE jest szczególne" - mówił Johnson. Jego zdaniem regulacje "są wręcz teleologiczne i mają pozwolić na osiągnięcie politycznego celu: (...) stworzenie nadrzędnego państwa europejskiego jako podstawy dla nowej, europejskiej tożsamości politycznej".

Polityk pytał retorycznie o to, ile z osób na sali jest w stanie nazwać swojego europosła.

"To jest argument, który czasem przedstawiam tym, którzy witają mnie obelgami: przynajmniej wiedzą, kim jestem i mniej więcej wiedzą, co robię. Gdybyśmy mieli znaleźć osoby odpowiedzialne za przygotowanie następnej fazy unijnej integracji (...) nie wiedziałbym jednak, gdzie ich szukać, ani tym bardziej jak pozbawić je urzędu. Właśnie dlatego ludzie zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej: nie dlatego, że są wrogo nastawieni do europejskiej kultury i cywilizacji, ale dlatego, że chcieli odzyskać kontrolę nad tym procesem" - tłumaczył.

Mówiąc o korzyściach gospodarczych wynikających z opuszczenia Wspólnoty, Johnson zaznaczył, że Wielka Brytania musi utrzymać status kraju przyciągającego ambitne, zmotywowane osoby, ale musi też zadać sobie trudne pytania dotyczące skutków 20 lat niekontrolowanej imigracji, które "wielu rozumie jako obniżenie płac i porażkę inwestowania w rozwój młodych ludzi z tego kraju".

Zwrócił uwagę na - jak to określił - "zasłużony zmierzch" po Brexicie UKIP-u - jedynej ostro antyimigracyjnej partii w Wielkiej Brytanii. Jego zdaniem stało się to dlatego, że ludzie poczuli, iż ich głos w sprawie uzyskania kontroli został usłyszany. "Tym bardziej uderzający jest kontrast z niektórymi krajami Schengen, gdzie taka kontrola nie jest możliwa, a radykalna prawica zyskuje coraz większe poparcie" - zauważył Johnson.

Odnosząc się do kwestii prawnych, szef MSZ zaznaczył, że "byłoby absurdem", gdyby Wielka Brytania musiała przestrzegać unijnych przepisów po pełnym opuszczeniu Wspólnoty, ale jednocześnie zasygnalizował, że jest gotów zaakceptować dwuletni okres przejściowy, w którym rząd w Londynie będzie nadal związany unijnym prawodawstwem.

Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z UE 29 marca 2017 roku i powinna opuścić Wspólnotę 29 marca 2019 roku z możliwym przedłużeniem obecnych warunków członkostwa w ramach okresu przejściowego - bez prawa głosu - przez następne 21 do 27 miesięcy.

Boris Johnson to były burmistrz Londynu (2008-2016) i jeden z faworytów do zastąpienia Theresy May na stanowisku premiera. W roku 2016 był jednym z liderów kampanii za wyjściem z UE.

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)