W zawrotnym tempie w siłę rośnie zupełnie nowych rynek — specjalistów i doradców od tego, jak skutecznie działać on-line w internecie. A w ślad za tym przybywa nowych zawodów, których wciąż próżno szukać w ofercie edukacyjnej wyższych uczelni. Specjalistów tworzy więc rynek.

W jednej z większych działających na polskim rynku agencji interaktywnych OS3 Multimedia, nazwa jednego z obsadzonych właśnie stanowisk pracy brzmi tak, że kłopoty z jego rozszyfrowaniem miałoby 99,9 proc. Polaków. - Senior User Experience Designer. Niewiele osób będzie potrafiło wyobrazić sobie o co chodzi w tej pracy nawet wtedy, gdy powiemy, że osoba taka odpowiadać będzie za „kreację person i case użytkownika oraz pozyskiwanie informacje o userach”. A także wtedy, jeśli powiemy po prostu, że z grubsza chodzi o to, aby dbać o użyteczność serwisów www lub innych produktów.

Stosowanie żargonu w nazwach stanowisk to jeden z grzechów każdej branży, ale w przypadku internetu – to nie jedyne wytłumaczenie tajemniczych nazw wielu stanowisk.

Internet, będący już trzecim pod względem wielkości rynkiem reklamowym, generuje już tyle sposobów i narzędzi służących do komunikacji i reklamy, że na rynku powstaje po prostu coraz więcej nowych zawodów. Takich, których nikt dzisiaj nikt nie uczy, a w których w niedalekiej przyszłości specjaliści będą na wagę złota.

Grafik ruchu poszukiwany

Reklama

Przeglądając pierwszy lepszy serwis z ogłoszeniami o pracy w sieci nie natkniemy się dziś tylko na nazwy stanowisk, do których większość zdążyła się już przyzwyczaić – informatyk, programista, grafik.

Żeby skutecznie zaistnieć w sieci, nie wystarczy po prostu napisać strony www, co kiedyś mogła zrobić jedna osoba. Dziś wymaga to sztabu ludzi. Rynek bardzo się rozwinął, co sprawiło, że firmy potrzebuje osób o wąskich specjalizacjach.

Dlatego w serwisach roi się od ofert, których nazwy zazwyczaj nikomu nic nie powiedzą: flash developer, grafik motion, motion designer, nie wspominając już o webdeveloperach, pozycjonerach, projektantach interfejsów, ilustratorach/animatorach flash, czy – co brzmi nieco bardziej znajomo – programistach SQL/PHP.

- Wiele z tych specjalizacji nie da się tak naprawdę nauczyć na żadnej uczelni. Oczywiście, często szukamy przyszłych pracowników wśród absolwentów szeroko pojętych kierunków informatycznych, bo mają pewne fundamentalne przygotowanie, szczególnie jeśli chodzi o programowanie. Ale żeby zostać prawdziwym specjalistom, trzeba zdobywać szlify na rynku, pracując przy prawdziwych projektach — podkreśla Magdalena Górak, rzecznik prasowy agencji interaktywnej Artegence, wchodzącej w skład Grupy Omnigence, do której należy też m.in. firma doradztwa IT Efigence oraz spółka tworząca kontent mobilny MEE.

Z garażu do biurowca

Zanim internet z ciekawostki stał się poważnym rynkiem, specjaliści od reklamy zarobić mogli na rynku telewizyjnym, radiowym i prasowym. Ten tort został jednak podzielony dość wyraźnie – pieniądze za przygotowanie kampanii reklamowych trafiają najczęściej do agencji reklamowych, prowizje za zaplanowanie gdzie te kampanie umieścić (telewizja, prasa czy radio), żeby skutecznie trafić do klienta – zgarniają domy mediowe. I jedne, i drugie to najczęściej duże korporacje, często będące częścią globalnych firm, opierających swoją pozycję na know-how, ale i biznesowych kontaktach. Układ dość hermetyczny, więc wejście na taki rynek jest w praktyce bardzo trudne.

Internet, przynajmniej na początku, był tego całkowitym przeciwieństwem. Ale ci, którzy zaczynali w nim działać od samego początku, tworząc pierwsze kampanie reklamowe, wraz z coraz większym rozwojem sieci, zdobywali cenne doświadczenie i kontakty. Byli dzięki temu w odpowiednim miejscu i czasie, żeby zgarnąć pierwsze owoce rosnącej w siłę sieci - pojawiających się większych reklamodawców i ich pieniądze.

Dzięki temu wiele małych inicjatyw zamieniło się w coraz lepiej prosperujące firmy, zatrudniające często po kilkadziesiąt osób, a strukturą przypominające klasyczne korporacje - z prezesami, zarządami i i dyrektorami zarządzającymi. Trudno się jednak dziwić, skoro przychody wielu z nich sięgają już kilkunastu milionów złotych rocznie, a niektóre z firm postanowiły nawet wejść na giełdę. Przykładem może być notowana na głównym rynku akcji K2 Internet, czy obecna na New Connect - Adv.pl.

W taki sposób, jak na spory rynek reklamy, jakim jest internet, przystało - oprócz masy płotek, pojawiły się też grube ryby. Są to właśnie duże agencje interaktywne - oprócz giełdowych K2 Internet i Adv.pl, także Artegence, Hypermedia, OS3 Multimedia - które oferują firmom usługi od A do Z - czyli od pomysłu całej strategii i kampanii, przez przygotowanie, do realizacji. W przeciwieństwie jednak do rynku reklamy w tradycyjnych mediach, dość hermetycznego i zamkniętego, w internecie, mimo obecności grubych ryb, wciąż jest miejsce dla nowych płotek. I w przeciwieństwie do rynku reklamy w tradycyjnych mediach, płotki te nie muszą obawiać się pożarcia przez większe podmioty, lecz nawet mogą liczyć na życie w symbiozie.

Na początek wystarczy pomysł i garaż

- Nigdy nie wiadomo, czy gdzieś w jakimś garażu nie siedzi właśnie kilka osób, które szykują coś lepszego – powiedział w rozmowie z Forsalem Artur Waliszewski, szef Googla w Polsce, pytany o przyszłość Googla i jego ewentualnych następców.

Stwierdzenie to najlepiej oddaje możliwości, jakie stwarza internet: wystarczy świetny pomysł oraz wiedza i umiejętności, żeby wejść na rynek. Bariera wejścia – jak w języku poważnych biznesplanów mówi się o tym, ile trzeba w coś zainwestować, żeby zaistnieć – jest bowiem w przypadku wielu biznesów w internecie znacząca niższa niż w tzw. realnym biznesie.

Zasada ta dotyczy też większości segmentów samego już rynku internetowego. Także tego, który żyje z tego, że obsługuje rynek reklamowy. Wystarczy więc całkiem dobry komputer, kamera, oprogramowanie, a przede wszystkim ciekawe pomysły i można np. zacząć budować własną firmę produkującą treści wideo na potrzeby sieci.

Startując z taką ofertą przy odrobinie szczęścia liczyć można nawet na współpracę z którąś z największych agencji interaktywnych, pracujących dziś przy najdroższych i największych projektach.

O ile wiele nowych zawodów na rynku internetowym wymaga nie tylko umiejętności programowania w coraz większej liczbie języków oraz niezbędnego doświadczenia, które można zdobyć tylko w praktyce, o tyle rynek wciąż chłonie specjalistów w segmentach, które dopiero się tworzą. Takim jak na przykład produkcja wideo na potrzeby internetu, która rośnie wraz z coraz większą popularnością tego formatu w kampaniach reklamowych.

Choć tworzenie własnych działów np. produkcji wideo to wśród największych agencji coraz powszechniejsza praktyka, to jednak zazwyczaj są to zespoły dwu-trzyosobowe. A to w wielu przypadkach za mało, żeby poradzić sobie ze zleceniem.

- Dlatego czasami korzystamy z pomocy zewnętrznych partnerów w tym zakresie. Zapotrzebowanie na nie jest coraz większe. Wideo staje się w sieci coraz bardziej popularne, firmy coraz częściej stawiają na tę formę reklamy, a agencje coraz częściej potrzebują także pomocy zewnętrznej przy takich produkcjach. Na pewno jednak łatwiej wystartować na tym rynku komuś, kto ma już pewne doświadczenie i przede wszystkim kontakty w branży
– dodaje Magalena Górak.