Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł odpala prezentację aby pokazać mi, jak przeważnie przekonuje ludzi w Holandii, Danii, Słowacji i Chorwacji. „To zabawne” – mówi były pracownik akademicki w odniesieniu do swoich europejskich odbiorców. „Na początku zawsze jest brak zaufania: Jesteście faszystami, naruszacie praworządność. Później, po 3-4 godzinach dyskusji, przeważnie mówią: Nie mieliśmy pojęcia. Naprawdę macie problemy”.

Zastępca ministra sprawiedliwości podróżuje po Europie i w imieniu polskiego, nacjonalistycznego rządu zwalcza „fake newsy”, dotyczące kontrowersyjnej reformy wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Unia Europejska jest tak zaniepokojona, że podjęła historyczne kroki i otworzyła formalny proces, który może zakończyć się zawieszeniem polskiego głosu w UE.

Komisja Europejska, duża część sędziów, opozycja polityczna, a także prawie wszystkie liberalne media w Europie postrzegają te reformy w kontekście przekazywania systemu sądownictwa pod kontrolę rządzącego Prawa i Sprawiedliwości. Fakt, że Polska nie wycofała się z kontrowersyjnych zmian, dodatkowo pogłębił polityczne różnice pomiędzy wschodnią a zachodnią Europą, powstałe po tym, jak Węgry, Polska i Czechy odmówiły przyjęcia uchodźców z Bliskiego Wschodu. To co Unia Europejska zrobi z tą sytuacją, będzie stanowić ważny sygnał dla innych członków.

Jednym z powodów, dla których lider Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zdecydował o zmianie premiera Polski w grudniu ubiegłego roku, była chęć dialogu z Unią Europejską. Obecny premier Polski Mateusz Morawiecki, były bankier, który płynnie mówi po angielsku i niemiecku, rozpoczął swoje urzędowanie od odbycia kilku przyjaznych i nieformalnych spotkań z przywódcami państw Europy Zachodniej. W wywiadzie, którego udzielił agencji Bloomberg w Warszawie, Morawiecki stwierdził, że polski rząd chce niedługo przedstawić białą księgę ws. reformy wymiaru sprawiedliwości nad Wisłą. „Chcemy przekonać Brukselę, że system sądownictwa stanie się znacznie lepszy, bardziej transparenty oraz niezależny” – mówił Morawiecki.

Reklama

Ale tak jak rząd próbuje sprzedać swoją wizję Unii Europejskiej oraz jej poszczególnym członkom, tak samo postępują sędziowie reprezentowani przez Stowarzyszenie Iustitia oraz Krajową Radę Sądownictwa, która zajmuje się m.in. powoływaniem sędziów. Pomiędzy tymi dwiema stronami toczy się gwałtowna wojna narracji, gdzie każda ze stron ignoruje racje tej drugiej oraz stara się przekonać świat zewnętrzny. Fakt, że opinie zagranicy liczą się tak bardzo, jest zachęcający i pokazuje, że Polska nie podąża ta samą ścieżką, co Rosja Władimira Putina.

Kontrowersyjne zmiany obejmują m.in. drastyczną obniżkę wieku emerytalnego dla sędziów Sądu Najwyższego. W efekcie reformy na emeryturę musiałoby odejść ok. 40 proc. z 80 sędziów tej instytucji. Reforma KRS sprawia, że jej członkowie mają być wybierani przez parlament. Wśród zmian znalazło się również powołanie Izby Dyscyplinarnej w ramach Sądu Najwyższego, która ma się zajmować postępowaniami o charakterze dyscyplinarnym wobec sędziów a także sprawami związanymi z wyborami. Dodatkowo jedna z nowych izb mogłaby domagać się ponownego rozpatrzenia sprawy, w której wydano już wyrok w okresie od 1997 roku.

Werbalna szermierka wokół tych zmian jest bardzo gwałtowna. Komisja Europejska przesłała rządowi w Warszawie zestaw rekomendacji, zaś rząd opowiedział na nie punkt po punkcie. Następnie Stowarzyszenie Isutitia odpowiedziało na odpowiedzi polskiego rządu w języku angielskim i niemieckim. Obie strony wykorzystują te same dane, takie jak np. raport Komisji Europejskiej na temat efektywności sądownictwa i stanu wymiaru sprawiedliwości w państwach UE. Każda ze stron tworzy infografiki dla swoich celów. Prezentacja wiceministra Marcina Warchoła pokazuje polskie sądownictwo jako skrajnie nieefektywne. Otóż Polska ma więcej sędziów i personelu sądowego na mieszkańca niż większość krajów UE, polscy sędziowie są opłacani relatywnie lepiej niż wynosi średnia dla Francji czy Niemiec (sędzia sądu rejonowego zarabia dwa razy więcej niż wiceminister sprawiedliwości), a mimo to wciąż rozpatrywanie spraw w pierwszej instancji trwa dłużej niż w większości państw Unii Europejskiej.

Z kolei sędziowie odpowiadają na to zestawem innych danych. Według danych UE z 2017 roku polskie sądy rozwiązują sprawy szybciej niż inne sądy w Europie. Różnica w tych danych bierze się z odmiennej metodologii badania.
Podobnie sprzeczne narracje można usłyszeć także w innych kwestiach, łącznie z tą ulubioną premiera Morawieckiego, dotyczącą bezkarności oraz karier sędziów współpracujących z reżimem komunistycznym. „W latach 80. walczyłem o wolność i nie podoba mi się, że ci sami sędziowie, którzy orzekali w czasie stanu wojennego w Polsce i byli całkowicie posłuszni ówczesnym władzom, znajdują się dziś na szczycie piramidy systemu sądownictwa” – mówił w wywiadzie. „Pięciu lub sześciu z tych, którzy zasiadają w Sądzie Najwyższym, było głęboko zanurzonych w system komunistyczny, a niektórzy z nich bardzo go wspierali” – dodaje.

Sędzia Grzegorz Borkowski, szef biura KRS, powiedział mi, że zna tylko trzech sędziów Sądu Najwyższego, którzy orzekali w przypadkach oporu z okresu stanu wojennego, a tylko jeden z nich skazał dysydenta z tamtego czasu. Sędziowie argumentują, że większość sędziów z najwyższego szczebla systemu po upadku reżimu komunistycznego zostało usuniętych, zaś sędziowie na niższych szczeblach, którzy pozostali, przeszli już na emerytury. Średni wiek sędziego w Polsce to 44 lata. To zbyt mało, aby móc służyć reżimowi komunistycznemu.

Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł odpowiada na ten argument: młodsi sędziowie zostali skorumpowani przez swoich starszych kolegów i dziś chronią się wzajemnie do tego stopnia, że prawie niemożliwe jest ukaranie sędziego.

Stowarzyszenie Isutitia wskazuje, że rocznie prowadzi się 50 postępowań przeciw sędziom, a to mały procent z liczącej ok. 10 tys. osób wspólnoty sędziów. Warchoł jednak ripostuje i stwierdza, że dzieje się tak ze wzgldu na silny korporacjonizm sędziowski, a nawet wtedy bardzo trudno jest ukarać sędziego.

Kilka dni temu Sąd Najwyższy uniewinnił sędziego, który został zarejestrowany na filmie wideo, jak na stacji benzynowej bierze 50 złotych należące do starszej kobiety. W uzasadnieniu Sąd Najwyższy stwierdził, że oskarżony sędzia wziął banknot „przez roztargnienie”. Marcin Warchoł jest z kolei pewny, że sędzia jest winny.

„To dziedzictwo Solidarności” – uważa Warchoł. „Ludzie Solidarności chcieli, żeby każda profesja miała samorząd. Zatem sędziowie do dziś rządzą się sami” – dodaje. Dla wiceministra sprawiedliwości reforma sądownictwa PiS polega na przywróceniu kontroli państwa nad sądownictwem. „Sędziowie są w końcu częścią państwa i tak jak inne części państwa powinni służyć społeczeństwu” – wyjaśnia Warchoł.

Tego punktu widzenia oczywiście nie podzielają sędziowie oraz Unia Europejska. Bruksela przede wszystkim boi się, że parlament oraz ministerstwo sprawiedliwości zwiększa swój wpływ na wybór sędziów, a to z kolei jest sposobem na umieszczenie przez partię rządzącą lojalnych wobec niej sędziów na pozycjach strategicznych.

„Wybory” – odpowiada mi szef biura KRS sędzia Borkowski, gdy pytam go o motywację PiS. Borkowski uważa, że nowa Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która będzie orzekała ws. wyborczych, jest kluczowym elementem reformy sądownictwa.

Wojna narracyjna sprawia, że mamy obecnie do czynienia z niedoborem kandydatów do KRS – zgłosiło się 18 osób na 17 stanowisk. Dla Grzegorza Borkowskiego to sygnał, że polscy sędziowie chcą się trzymać razem w obliczu chęci politycznego przejęcia sądów. Wszyscy kandydaci, którzy się zgłosili, są w ten czy inny sposób powiązani z ministerstwem sprawiedliwości. Dla Marcina Warchoła tak mała liczba kandydatów oznacza, że sędziowie boją się reperkusji ze strony skorumpowanego systemu. Obie strony konfliktu, jak to się często dziś dzieje, mają zupełnie inny pogląd na rzeczywistość.

Uważam, że niemożliwe jest opowiedzenie się po którejś ze stron w tej debacie. Z jednej strony Polacy w mniejszym stopniu niż Europejczycy cenią sobie system sądownictwa, zaś amerykański Departament Stanu w oświadczeniu na temat klimatu inwestycyjnego z 2017 roku stwierdził, że „generalnie zagraniczne firmy obawiają się wolnego i przeciążonego systemu sądownictwa w Polsce, dlatego preferują inne środki ochrony własnych praw. Kontrakty i umowy zawierają często zapis, że spory sądowe będą rozstrzygane w kraju trzecim lub na drodze arbitrażu”. Trudno uznać to za dobrą opinię. Polska mogłaby zatem wyraźnie skorzystać z bardziej efektywnego systemu sądownictwa, zaś rząd ma rację twierdząc, że w wielu europejskich krajach parlamenty narodowe odgrywają aktywną rolę w procesie nominacji sędziowskich. Nowy system sądowniczy w Polsce, przynajmniej na papierze i według ustawy, nie będzie niczym wyjątkowym w Europie pod względem stopnia kontroli politycznej.

Z drugiej jednak strony niezadowolenie Polaków z systemu sądownictwa nie jest na tyle ekstremalne, że mogłoby usprawiedliwiać wprowadzanie kontrowersyjnych reform i konfliktowanie się z Unią Europejską, szczególnie biorąc pod uwagę duży udział postaw proeuropejskich w polskim społeczeństwie. Ukryte motywy rządu w Warszawie, szczególnie biorąc pod uwagę nadchodzące wybory, mogą wydawać się podejrzane, zaś wcześniejsze działania Warszawy względem Trybunału Konstytucyjnego sugerują raczej, że w większym stopniu może chodzić o zapewnienie sobie lojalności sędziów, a nie poprawę efektywności ich działania.

Tak czy inaczej Unia Europejska będzie musiała wkrótce zdecydować, czy, przynajmniej częściowo, przyjąć argumentację rządu Mateusza Morawieckiego. Marcin Warchoł deklaruje, że Polska jest gotowa do kompromisu, choć istnieją pewne ustalenia, które nie podlegają dyskusji, takie jak osłabienie roli sędziów w procesie nominacji sędziowskich czy powołanie dodatkowych izb w Sądzie Najwyższym. Unia Europejska musi zdecydować, co jest dla niej do zaakceptowania.

Sędzia Grzegorz Borkowski z KRS uważa, że Bruksela będzie musiała zawrzeć z Warszawę umowę, akceptując np. obniżenie wieku emerytalnego sędziów Sądu Najwyższego. „Unia musi ogłosić zwycięstwo, a nie może tego zrobić bez żadnego porozumienia, ponieważ jest wiele krajów, które nie chcą odbierać Polsce prawa głosu w UE” – wyjaśnia mi Borkowski.

Jeśli Borkowski ma rację, to oznacza, że polscy sędziowie znajdują się w trudnym okresie. Nie otrzymają wiele pomocy utrzymaniu własnej niezależności oraz będą musieli nauczyć się pracować bardziej efektywnie w niekorzystnych warunkach. Jeśli jednak perswazja polskiego rządu nie przyniesie efektów i Unia Europejska zechce ukarać Warszawę, to Europa stanie się dla Polaków niegościnnym miejscem, a środki pomocowe wyschną. Wówczas ucierpią wszyscy Polacy.

>>> Czytaj też: Bloomberg: Eksperyment gospodarczy nad Wisłą. Czy były bankier cytujący Piketty’ego zmieni polski model wzrostu? [OPINIA]