Ekonomiści badający „stan zdrowia” gospodarek wykorzystują różne wskaźniki ekonomiczne, za pomocą których starają się przepowiedzieć czy i kiedy pojawi się kolejna recesja. Często są oskarżani o to, że nie potrafią dokładnie przewidzieć tempa wzrostu gospodarczego ani też faz przebiegu kolejnych cykli koniunkturalnych.

Niektórzy nieco złośliwie twierdzą, że szacunki ekonomistów przypominają prognozy pogody, gdyż nie zawsze się sprawdzają. Nie dlatego, że przy ich sporządzaniu brane są pod uwagę tylko niektóre wskaźniki ekonomiczne, takie jak notowania akcji na giełdzie, tempo i wielkość produkcji przemysłowej, zatrudnienie, stan zapasów towarów i półproduktów, wartość sprzedaży, ceny domów i mieszkań, liczba wydawanych pozwoleń na budowę domów czy liczba oraz tempo zakładanych nowych firm (start-upów). Podobną uwagę można odnieść do wskaźników wtórnych, które określają stan zdrowia gospodarki w danej fazie cyklu koniunkturalnego. Są to m.in. zmiany w PKB, poziomie i wielkości dochodów i płac, stopie bezrobocia, stopie inflacji, kursu wymiennego danej waluty narodowej, stopy procentowej, bilansu handlowego i zysków przedsiębiorstw.

Analiza tej pierwszej grupy wskaźników powinna dostarczać odpowiedniej wiedzy politykom i innym decydentom, aby ci mogli dostosowywać realizowaną politykę gospodarczą do zmian zachodzących w gospodarce i wprowadzać w życie programy, które zapobiegałyby recesji lub przynajmniej niwelowałyby jej negatywne skutki. Czasami nawet doświadczeni ekonomiści nie potrafią poprawnie zinterpretować dostępnych danych statystycznych i trafnie ocenić przebiegu danego trendu. Przykładem może być zupełnie nietrafiona prognoza amerykańskiego ekonomisty Bena Bernanke, ówczesnego szefa FED-u, który pod koniec 2007 roku „autorytatywnie” stwierdził, że nie ma żadnych podstaw do straszenia, że wkrótce w USA pojawi się recesja. Twierdził on wtedy, że sytuacja na giełdzie i rynku nieruchomości jest dobra jak nigdy dotąd. Teraz dobrze wiemy że tak nie było i w 2008 r. recesja gospodarcza wstrząsnęła gospodarką nie tylko w Stanów Zjednoczonych, lecz także wielu innych krajów świata.

>>> Czytaj też: Spadek liczby urodzeń jest nieuchronny? Najnowsze dane GUS i PESEL

Od tego czasu pojawiły się też nowe koncepcje mające ulepszyć proces przewidywania kolejnej fazy cyklu koniunkturalnego, w tym szczególnie recesji gospodarczej. Jedną z nich jest propozycja trzech amerykańskich ekonomistów: Daniela Hungermana, Kaseya Buckless i Stevena Lugauera, aby przy przewidywaniu przyszłej recesji wykorzystywać dane demograficzne ilustrujące liczbę urodzeń dzieci, a nawet liczbę kobiet zachodzących w poszczególnych fazach cyklu koniunkturalnego w ciążę. Zwrócili uwagę na fakt, że w latach 1989-2016 w Stanach Zjednoczonych urodziło się ponad 100 milionów dzieci, ale zawsze kilka miesięcy przed recesją liczba nowo narodzonych dzieci znacznie się zmniejszała.

Reklama

Odkrycie tego związku, którego wcześniej nikt z innych ekonomistów i demografów nie zauważył, pozwoliło im na stwierdzenie, że ludzie planujący mieć dzieci starannie rozważają wszystkie przesłanki „za i przeciw” i potrafią często lepiej od ekonomistów zauważyć niekorzystne zmiany w cenach mieszkań, wzrost stopy inflacji i stopy procentowej oraz inne oznaki pogarszającej się koniunktury gospodarczej. Amerykańscy ekonomiści zwrócili też uwagę na fakt, że pomimo optymistycznych prognoz odnośnie najbliższej przyszłości, formułowanych w 2007 roku przez wielu „ekspertów” i biznesmenów, na trzy miesiące przed upadkiem dwóch amerykańskich banków Bear Stearns i Lehman Brothers, liczba kobiet w ciąży zmniejszyła się w USA o 4 proc. Mniejszy o połowę spadek ich liczby wystąpił w słabszych recesjach na początku lat 90-tych i w 2000 roku. Autorzy tego badania nie potrafili jednak wyjaśnić, dlaczego po wyjściu z recesji nie nastąpił spodziewany wzrost liczby urodzeń dzieci w USA oraz w wielu innych krajach zachodnich. Ograniczyli się jedynie do stwierdzenia, że obecne „ożywienie gospodarcze” ma miejsce już przy mniejszej liczbie nowo narodzonych dzieci. Potwierdzają to dane ilustrujące rejestrację urodzeń dzieci w wielu krajach, w których nie można było odkryć związku między spadkiem liczby urodzeń a zbliżającą się recesją gospodarczą. Można raczej założyć, że amerykańskim ekonomistom bardziej chodziło o swoiste wypromowanie nowego wskaźnika, umożliwiającego rzekomo lepsze przewidywanie recesji gospodarczej aniżeli o zbadanie i opisanie wszystkich czynników, które sprzyjają pojawieniu się tej fazy cyklu koniunkturalnego.

>>> Czytaj też: Żyć 100 lat? Długowieczność zmieni nasze gospodarki i społeczeństwa