Plany amerykańskiej wojny handlowej nie są w ostentacyjny sposób wymierzone w Europę, ale Donaldowi Trumpowi wydaje się, że tak jest. Prezydent USA stwierdził we wtorek, że „Unia Europejska była szczególnie twarda wobec USA”, co sprawiło, że „prawie niemożliwe dla nas było robienie z nimi biznesu”. Sprawdzenie tego na podstawie faktów jest w tym przypadku bezcelowe, ale warto zaznaczyć, że amerykańska decyzja ws. ceł oznacza zatruwanie ulubionej studni, z której czerpie się wodę – bez szczególnego powodu.

Kanada i Meksyk mają nie być objęte cłami na stal i aluminium. W tej sytuacji cła w największym stopniu zaszkodzą Brazylii, Korei Południowej i Rosji, które odpowiadają za 32 proc. importu stali do USA. Z kolei Niemcy, największy eksporter w Europie, odpowiada tylko za 3 proc. importu stali do USA.

Natomiast cła na aluminium uderzą przede wszystkim w Rosję, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Chiny. Produkcja aluminium jest wysoko energochłonna, Europa zaś jest miejscem, gdzie energia jest stosunkowo droga, zatem nie stała się głównym producentem aluminium. Ale to Europa głośno odpowiedziała na plany Trumpa i zagroziła równie obraźliwą odpowiedzią: że wprowadzi cła na dżinsy Levi’s, motocykle Harley Davidson, burbona oraz masło orzechowe, żurawinę i sok pomarańczowy. „My też możemy zachować się głupio” – skomentował szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker.

Pod względem czysto ekonomicznym wywołana przez Trumpa wojna handlowa nie jest wojną europejską. Ale już pod względem politycznym wpisuje się europejskie nastroje. Brak zaufania opinii publicznej na Starym Kontynencie i niechęć wobec amerykańskiej tendencji, aby zdominować wzajemne relacje, w pewnym sensie uśmierciły umowę o wolnym handlu TTIP (pomimo, że główni liderzy po obu stronach ją wspierali – Barack Obama i Angela Merkel). Unijna biurokracja otrzymała rzadką okazję do przystąpienia do wojny, a w europejskich mediach widać tłumioną złość i przebiegłość odrzuconego partnera.

Reklama

USA mogłyby w tej sytuacji wyłączyć Europę z nowych ceł i zatrzymać medialną wojnę. W przeciwnym razie Waszyngton ryzykuje zniszczeniem najlepszych stosunków gospodarczych, jakie kiedykolwiek miał z kimkolwiek na świecie. W środę Amerykańska Izba Handlu w Unii Europejskiej opublikowała roczny raport „Transatalntic Economy”.

Dokument opisuje gospodarczą symbiozę, która jest wielkim filarem światowej gospodarki. Wartość tej symbiozy to 5,5 bln dol. sprzedaży amerykańskich firm w Europie oraz europejskich w Ameryce. „To amerykańsko-europejskie partnerstwo napędza i wyznacza warunki globalnemu handlowi, inwestycjom oraz przepływom kapitału. Nie ma na świecie tak wielkiej tętnicy handlowej, jak tętnica inwestycyjna istniejąca pomiędzy USA a Europą” – czytamy w raporcie.

To znacznie lepsze określenie tego, co się rzeczywiście dzieje, niż stwierdzenia Trumpa. Wartość sprzedaży po obu stronach Atlantyku to najlepsza miara wzajemnych relacji handlowych. Dane te pokazują, jak wygodnymi i dobrymi rynkami są dla siebie Europa i Ameryka.

Amerykańsko-europejskie relacje handlowe wypadają na korzyść USA. Wartość produkcji amerykańskich firm w Europie w 2016 roku wyniosła aż 720 mld dol. To o wiele więcej niż wartość produkcji europejskich firm w Ameryce – 584 mld dol.

Dodatkowo Europejczycy wydają więcej na badania i rozwój w USA (41 mld dol. w 2015 roku) niż Amerykanie w Europie (31,3 mld dol.). Na podstawie tych danych widać, że beneficjentem netto tych relacji są Amerykanie.

Co więcej, duża część nierównowagi handlowej bierze się z aktywności amerykańskich firm w Europie. Otóż prawie 60 proc. amerykańskiego importu z Unii Europejskiej jest związana z działającymi w Europie firmami z USA. Oznacza to, że importowane do USA z Europy towary są wytwarzane przez amerykańskie firmy. Analogiczny wskaźnik dla importu z Azji wynosi z kolei 40 proc.

Dla Trumpa powinno być oczywiste, że handel jest tylko częścią szerokich relacji gospodarczych. Z europejskiej perspektywy relacja USA-UE jest zaburzona na korzyść Ameryki, szczególnie jeśli chodzi o unikanie płacenia podatków przez wielkie firmy międzynarodowe. Dzięki istniejącym regulacjom tantiemy z tytułu własności intelektualnej płacone z Irlandii – głównie przez amerykańskie firmy technologiczne – jako sposób na podniesienie zysków, sięgnęły 23 proc. PKB samej Irlandii w latach 2010-2015. To Europa zatem ma na co narzekać i robi to.

Wojna handlowa jeszcze się nie rozpoczęła. Trump podejmując określone działania, chce się przypodobać swoim wyborcom, zaś urzędnicy Unii Europejskiej – sceptycznym wobec Trumpa Europejczykom. Ale jeśli rozpocznie się choćby mała wojna handlowa, to krew poleje się szybko. Europa ma bowiem narzędzia, których może użyć przeciw wielkim firmom międzynarodowym, nawet jeśli obecnie niewiele w tym zakresie robi. Jeżeli Trumpowi zależy na filarach amerykańskiej gospodarki, to powinien dbać o europejską wyrozumiałość i odczepić się od Europy.

>>> Polecamy: Parafianowicz: Ameryka wstaje z kolan [OPINIA]

>>> Czytaj też: Prezydent Trump wprowadził cła na stal i aluminium. Kanada i Meksyk na liście wyjątków