W obawie przed bańką spekulacyjną indyjski rząd i sektor bankowy piętrzą ograniczenia w handlu kryptowalutami. Jednak młodzi Indusi wciąż wierzą w nowy pieniądz i znajdują kolejne sposoby na zastosowanie kryptowalut, które wydają się im nowym złotem.

Grupa konspiratorów zbiera się późnym wieczorem w pubie w Salt Lake City (Bidhannagar), finansowym i technologicznym centrum tzw. wielkiej Kalkuty. Każdy w białej koszuli i spodniach w kant. Wchodząc, pośpiesznie chowają do kieszeni korporacyjne identyfikatory.

„Okazuje się, że jesteśmy jakimś zagrożeniem dla rządu, dla państwa” - śmieje się Amit Chowdhury. 30-latek, podobnie jak jego koledzy, pracuje w jednej z miejscowych firm IT. Z wykształcenia jest inżynierem informatykiem po prestiżowej politechnice. „W sumie nie dziwię się, bo kryptowaluty uderzają w monopol państwa na walutę, a dla nas są nowym złotem” - dodaje.

„Rząd nie uznaje kryptowaluty za legalny środek płatniczy i podejmie wszelkie środki, żeby wyeliminować użycie tych kryptoaktywów w finansowaniu nielegalnych działalności lub jako część systemu płatniczego” - oznajmił podczas czytania budżetu na początku lutego 2018 r. Arun Jaitley, minister finansów Indii.

Dotychczas Indusi entuzjastycznie kupowali kryptowaluty. Mimo ostrzeżeń rządu oraz Indyjskiego Banku Rezerw (odpowiednik polskiego NBP) codziennie 2,5 tys. nowych użytkowników rejestrowało się na popularnej platformie wymiany kryptowalut Zebpay, która ma ich już ponad pół miliona. Szacuje się, że na dziesięciu takich wirtualnych rynkach do niedawna handlowało kryptowalutami 5 milionów osób. Miesięczne obroty sięgały nawet 1,5 mld USD.

Reklama

„Z jednej strony minister odsądza nas od czci i wiary, a z drugiej powołał już drugą komisję, która ma się zająć kryptowalutami” - ocenia Sandeep Singh, kolega Amita, który działa na pograniczu biznesu IT i finansów. „Moim zdaniem ludzie w Indiach mocno zaczęli inwestować w kryptowaluty i rząd jest zaskoczony skalą zjawiska. Nie chcą wykonywać gwałtownych ruchów” - podkreśla.

Chowdhury uważa, że gdyby nagle całkiem majętni ludzie z klasy średniej stracili spore pieniądze, mogłoby się to odbić na popularności rządu. „Demonetyzacja z końca 2016 r. została bardzo źle odebrana przez ludzi z klasy średniej, a w przyszłym roku mamy przecież wybory” - kalkuluje.

„Jednocześnie władze już powoli dobierają się do osób handlujących kryptowalutami” - tłumaczy Anand Sharma, konsultant jednej z największych firm doradczych z Nowego Jorku. „Najpierw fiskus zaczął ścigać ludzi aktywnych na giełdach kryptowalut, a teraz banki blokują transakcje” - zaznacza.

Pod koniec 2017 r. indyjska skarbówka wysłała powiadomienia do około 100 tys. podatników, którzy mieliby przeznaczyć na kryptowaluty przynajmniej po 5 mln rupii (ok. 260 tys. zł) lub których zeznania podatkowe odbiegają od normy. Następnie na początku br. największe banki zaczęły blokować konta giełd kryptowalut. Jednocześnie wysyłają do swoich klientów powiadomienia, że karty debetowe i kredytowe nie mogą być używane do zakupów kryptowalut.

W ostatnich dwóch miesiącach handel kryptowalutami spadł o 60-90 proc. „Nasze dzienne obroty spadły z 300-400 bitcoinów do 30-40 bitcoinów” - mówił indyjskiemu dziennikowi "The Economic Times" Mohit Kaira, zarządzający giełdą Coinsecure z Delhi. Wirtualna giełda na swojej stronie ostrzega przed deponowaniem pieniędzy w banku HDFC.

„Wartość kryptowaluty wynika wyłącznie ze spekulacji, a wartość rupii gwarantuje państwo, które może interweniować w razie kryzysu” - tłumaczy Soumik De z banku HDFC z Kalkuty. „To jest hazard, a nie inwestycja” - zaznacza.

„Dokładnie z tego powodu Indusi inwestują od wieków w złoto, a teraz w kryptowaluty. Nie ufają indyjskim władzom i ich gwarancjom” - mówi Amit Chowdhury. Przyznaje jednak, że coraz częściej zdarzają się oszustwa. „Oszuści wymyślają chwytliwą nazwę nowej waluty, organizują spotkania i warsztaty, a potem znikają z pieniędzmi” - dodaje.

Mimo ograniczeń ze strony banków i władz Indusi znajdują już nowe zastosowania dla kryptowalut. Nowe firmy, czyli tzw. startupy pozyskują w ten sposób fundusze na rozwój. W Indiach pozyskano tak 200 mln USD w 2017 r., a na świecie już 3,7 mld. USD. Z kolei imigranci zarobkowi wysyłają w ten sposób pieniądze do domu. „Wystarczy kupić kryptowalutę za dolary i natychmiast sprzedać, dostając rupie. Bez banku i ich prowizji” - tłumaczy Sandeep Singh.

„Władze nie powstrzymają technologii, która jest tak przyjazna ludziom. Indusi po prostu przeniosą się w szarą strefę, poza jurysdykcję władz Indii” - dodaje Chowdhury.

Z Kalkuty Paweł Skawiński

>>> Czytaj także: "Byliśmy w środku, wiemy jak to działa". Byli pracownicy technologicznych gigantów ostrzegają świat