Z Dibrugarh, miasta w stanie Asam w północno-wschodnich Indiach, ledwo widać drugi brzeg Brahmaputry. Na horyzoncie wąski pasek lądu zlewa się wodą i niebem. Rzeka w tym miejscu ma ok. 25 km szerokości, a w czasie monsunu nawet 10 km więcej.

"Brahmaputra to ogromny żywioł i coraz bardziej nieprzewidywalny" - mówi PAP Kaushik Das, 50-letni rolnik z dystryktu Dibrugarh, który słynie z produkcji herbaty. Co roku powodzie zalewają pola, a kiedy woda się cofa, rolnicy zastają zapiaszczony grunt. "To wina zmiany klimatu. I Chińczyków" - dodaje wzburzony.

"A dokładnie chińskich tam na Brahmaputrze" - zaręcza Bisnu Gogoi, przedsiębiorca z Guwahati, stolicy Asamu. Dwa lata temu jego dom w dzielnicy Anil Nagar zalała powódź. "Żyjemy w dolnym biegu rzeki i wystarczy, że Chińczycy otworzą swoje tamy i już po nas" - zaręcza, powtarzając plotkę, którą przekazują sobie ludzie na bazarach Asamu. Według niej Chińczycy manipulują przepływem wody, by wywrzeć presję na południowym sąsiedzie.

Przed takim scenariuszem ostrzega prof. Brahma Chellaney z delhijskiego ośrodka analitycznego Centre for Policy Research i autor książki "Woda: Nowe pole bitewne Azji". "Rywalizacja o dostęp do zasobów wody może poważnie zagrozić długoletniemu pokojowi i stabilności Azji" - pisze w opiniotwórczym portalu Project Syndicate. "Już teraz toczy się bitwa z Chinami jako głównym agresorem" - podkreśla.

Reklama

Jego zdaniem chińskie zdobycze terytorialne na Morzu Południowochińskim współgrają z pomijaną przez media polityką grabieży zasobów rzek przepływających przez wiele krajów. System tam w górnym biegu Brahmaputry oraz Mekongu ma być elementem strategii nacisku i kontroli Pekinu w Azji.

Brahmaputra ma swoje źródła w Tybecie i, płynąc przez Wyżynę Tybetańską na wschód, gwałtownie skręca na południe, gdzie jest podstawą egzystencji dla mieszkańców Indii i Bangladeszu. Z kolei Mekong w dolnym biegu przepływa przez Tajlandię, Laos, Kambodżę i Wietnam. Zdaniem naukowców z fińskiego Uniwersytetu w Aalto sześć wielkich tam na Mekongu znacząco wpływa na środowisko i negatywnie na gospodarkę tamtych krajów.

Eksperci badający wielkie tamy twierdzą, że rzeki tracą kolejne gatunki ryb, a muł użyźniający glebę dorzeczy jest zatrzymywany przez sztuczne konstrukcje. Spekulują, że tama Zangmu na Brahmaputrze może zostać wykorzystana do odprowadzenia wody w inne rejony Chin w porze suchej.

>>> Polecamy: Prezydent Xi pogratulował Putinowi. "Relacje chińsko-rosyjskie są wzorem dla stosunków międzynarodowych"

"W 2017 r. Chiny zdecydowały się wstrzymać z przekazaniem danych (o przepływie wód w górnym biegu Brahmaputry - przyp.) Indiom, osłabiając system wczesnego ostrzegania przeciwpowodziowego" - zwraca uwagę prof. Chellaney. Mimo lżejszego monsunu doszło wtedy do katastrofalnych powodzi.

Chiny konsekwentnie odmawiają podpisania międzynarodowych traktatów regulujących status rzek oraz zobowiązujących do dzielenia się danymi o przepływie wód. W swojej krytyce prof. Chellaney pomija jednak fakt, że Bangladesz otrzymał takie dane od Chin, a same Indie budują tamy, które zagrażają Pakistanowi.

"Indie prowadzą podobną politykę wobec Pakistanu w Kaszmirze" - mówi PAP Umar Baba, który zajmuje się tematem rzek i globalnego ocieplenia w regionie Kaszmiru. "Dużo mówi się o konflikcie zbrojnym o Kaszmir, lecz bardzo rzadko w kontekście zasobów rzek" - podkreśla.

Przez indyjską część Kaszmiru przepływa sześć rzek, które mają swój dolny bieg w Pakistanie. Największa rzeka Indus dostarcza wodę aż do 90 proc. rolników w tym kraju. Rok po podziale na Indie i Pakistan w 1948 r. Delhi pod pretekstem prac nad kanałami na krótko znacznie ograniczyło przepływ wód do sąsiada, wywołując kryzys w rolnictwie. Dopiero w 1960 r. oba kraje podpisały traktat międzynarodowy, dzieląc się zasobami rzek.

Jednak władze w Islamabadzie regularnie oskarżają sąsiada o łamanie traktatu. Indie w górnych biegach rzek budują ponad 150 małych tam. Władze w Delhi nie dzielą się przy tym danymi konstrukcyjnymi i trudno oszacować jak budowle wpłyną na przepływ wód.

"Indie zalewają Nepal, swojego sąsiada, każdego roku" - mówi PAP Manoj Gautam, znany nepalski ekolog pracujący na południu kraju. "Indyjskie tamy na granicach z Nepalem powodują powodzie, bo nie były projektowane z myślą o sąsiedzie, ale własnym interesie" - tłumaczy, opowiadając o szczególnie dotkliwych powodziach w 2017 r. Do jednej z największych powodzi doszło jednak w 2008 r. na rzece Mahakali, gdy w czasie monsunu strona indyjska odmówiła otwarcia wrót tamy Sharada.

"Kolejne władze Nepalu niewiele w tej sprawie zrobiły. A Indie mają kolejne narzędzie nacisku na sąsiada" - komentuje dla PAP Gyanu Adhikari, dziennikarz zajmujący się polityką w Katmandu. Dodaje, że budowy tam w górnych biegach rzek, najczęściej z udziałem kapitału indyjskiego, ciągną się w nieskończoność.

>>> Czytaj też: "Global Times": Chiny powinny szykować się na wojnę w Cieśninie Tajwańskiej