Decyzja kilkunastu krajów UE oraz USA o wydaleniu dyplomatów rosyjskich ma charakter demonstracyjny, to początek zimnej wojny na pełną skalę - oceniają we wtorek dzienniki "Kommiersant" i "Wiedomosti", powołując się na opinie rosyjskich ekspertów.

Szczególnie brzemienne w skutki - zdaniem "Wiedomosti" - będzie wydalenie dyplomatów Rosji ze Stanów Zjednoczonych. Cytowany przez dziennik były funkcjonariusz rosyjskich służb specjalnych ocenia, że w rezultacie wzajemnego wydalenia dyplomatów przez stronę rosyjską i amerykańską kanały dyplomatyczne między obydwoma krajami zostaną w znacznym stopniu zniszczone.

Politolog Andriej Suszencow uznał wydalenie dyplomatów za bezprecedensowe; jego zdaniem coś podobnego mogło się wydarzyć tylko w czasach zimnej wojny. Inny ekspert, redaktor naczelny czasopisma "Rossija w globalnoj politikie", Fiodor Łukjanow ostrzegł, że oczekiwana obecnie symetryczna odpowiedź Rosji nie będzie końcem eskalacji napięć. Sytuacja będzie eskalować, niewykluczone są ostrzejsze niż dotąd sankcje gospodarcze wobec Rosji - uważa. Zdaniem Łukjanowa relacje między Rosją a Zachodem ogółem wchodzą w fazę zimnej wojny na pełną skalę.

Wykładowczyni moskiewskiej uczelni MGIMO, ekspertka w dziedzinie dyplomacji Tatiana Zonowa w komentarzu dla dziennika "Kommiersant" wskazała, że uznanie dyplomatów za osoby niepożądane oznacza, iż na ich miejsce może przyjechać inny przedstawiciel obcego państwa. Tak więc wydalenie dyplomatów nie oznacza zmniejszenia liczebności personelu placówek dyplomatycznych. Zdaniem Zonowej chodzi o demonstracyjny gest, "który powinien pokazać stosunek tych krajów (wydalających dyplomatów Rosji - PAP) do historii z (próbą) otrucia (Siergieja Skripala) i to, że pozbywają się one pracowników służb specjalnych, działających jakoby w ambasadach".

"Kommiersant" cytuje wypowiedź Łukjanowa, który uznał, iż odpowiedź Rosji będzie symetryczna. Oznacza to "prawdopodobną dysfunkcję, przynajmniej na jakiś czas, nawet podstawowych mechanizmów współpracy nie z konkretnymi krajami, a z całym blokiem państw" i początek "wielostronnej wojny dyplomatycznej" - uznał politolog.

Reklama

Szef Centrum Technologii Politycznych Borys Makarenko powiedział "Kommiersantowi", że w oczach Zachodu otrucie Skripala jest "jeśli nie aktem agresji, to działaniem niedopuszczalnym na terytorium państwa NATO". Zdaniem politologa trudno jest obecnie prognozować, kiedy możliwe będzie przezwyciężenie kryzysu, który dopiero zaczyna nabierać rozmachu.

Łącznie około 20 państw zapowiedziało w poniedziałek wydalenie ogółem ponad 100 rosyjskich dyplomatów w reakcji na dokonany w Anglii zamach na Skripala, mieszkającego tam byłego pułkownika rosyjskiego wywiadu. Władze brytyjskie uważają, że został on zaatakowany opracowanym w Rosji za czasów ZSRR bojowym środkiem trującym, określanym przez media nazwą Nowiczok.

>>> Czytaj też: Polska kupuje Patrioty. Otrzymamy offset, jakiego oczekiwaliśmy