Międzynarodowi nadawcy telewizyjni z siedzibami w Wielkiej Brytanii – jak Discovery czy Walt Disney – martwią się możliwymi konsekwencjami brexit. UE ma dla nich niezbyt pomocną odpowiedź: powrót do rozwiązań z lat 80.

Jeśli kwestia nadawania nie zostanie uwzględniona w wynegocjowanej umowie o wolnym handlu pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską, obowiązującym dokumentem regulującym tę dziedzinę stanie się Europejska Konwencja o Telewizji Ponadgranicznej z 1989 roku. Komisja Europejska poinformowała o tym w komunikacie.

Wspomniana konwencja została podpisana w tym samym roku, w którym Tim Berners-Lee napisał projekt sieci, która stanie się potem systemem World Wide Web i prawdopodobnie nie sprawi, że nadawcy porzucą pomysł przeniesienia pracowników i biznesu do któregoś z państw UE. Traktat ten wyklucza siedem krajów członkowskich – w tym Irlandię i Holandię, nie ma mechanizmu rozstrzygania sporów i, rzecz jasna, nie obejmuje streamingu internetowego, który szybko staje się coraz większym źródłem dochodów dla nadawców.

„To duży problem”, mówi Alice Anders, była ekonomistka Światowej Organizacji Handlu i szefowa działu badawczego w firmie medialnej Anders Analysis. „Kwestia transmisji online to gwóźdź do trumny”.

Dla Wielkiej Brytanii kwestia nadawców wiąże się z kwotą około miliona funtów rocznej inwestycji w tworzenie programów, budynki, w których odbywa się produkcja, wypłaty dla pracowników i technologię – wynika z analizy przeprowadzonej przez specjalistów z Oliver & Ohlbaum Associates.

Reklama

Podobnie jak międzynarodowe banki, firmy medialne, które za swoją europejską siedzibę wybrały Londyn, rozważają przeniesienie swoich operacji i pracowników z powodu brexitu. Firmy takie jak szwedzka Modern Times Group czy należąca do Time Warner Turner International nadają w tej chwili do krajów UE na podstawie brytyjskich licencji, które wygasną w momencie opuszczenia przez Wielką Brytanię wspólnego rynku.

Nieudolny plan awaryjny w postaci konwencji z 1989 roku to dla firm medialnych powód do strachu, ponieważ istnieje niewiele precedensów dla ujmowania tego sektora w umowach o wolnym handlu. Radiofonia i telewizja to jeden z najmniej zliberalizowanych sektorów handlu międzynarodowego. Kraje takie jak Francja starają się ograniczać treści, które można nadawać z zagranicy, z powodów kulturowych, a dziedzina ta nie została zawarta w niedawnym porozumieniu handlowym między UE a Kanadą.

Kraje takie jak Irlandia, Holandia, Luksemburg i Belgia starają się przyciągnąć firmy rozważające przeprowadzkę. Irlandzki regulator radiowo-teleziwyjny spotkał się z przedstawicielami firm w Londynie, a prezydent Estonii w tym tygodniu przedstawiła bezpośrednią propozycję kierownikom z sektora mediów.

Porozumienie podpisane w tym miesiącu przez Wielką Brytanię i UE daje firmom nieco więcej swobody, ale niektóre z nich wciąż chcą przenieść działalność na długo przed wyjściem kraju z Unii, żeby zapewnić bezproblemowe przeniesienie swoich kanałów.

„To niemożliwe, żeby wszyscy nadawcy siedzieli z założonymi rękami i grali na czas”, mówi Helena Brewer, prezes RedBerry Media. „Wolą przeprowadzić się, żeby nie ryzykować”.

>>> Polecamy: Pojawiła się nowa forma dezinformacji: tworzenie nieprawdziwego obrazu na podstawie prawdziwych dokumentów