Czy są ważniejsze wartości niż prawo nienarodzonych do życia, pytają zwolennicy zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, a w duchu cieszą się, że inna odpowiedź niż oczywiste „nie” nikomu przyjść do głowy nie może. Prowadząc rozgrywkę na własnym boisku, nie przewidują innego wyniku niż zwycięstwo.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
A przecież można to pytanie rozszerzyć, boisko rozbudować i nie tylko różne wartości wziąć pod uwagę, ale też różne perspektywy. Wtedy prawidłowa odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi: zależy z czyjego punktu widzenia.
Spór o zaostrzenie ustawy aborcyjnej jest tylko jednym z wielu ideologicznych konfliktów. Arbitrem jest państwo. A ono musi dbać o wartość dużo ważniejszą niż prawo do życia poczętych. Tą wartością jest wspólnota. Dlatego, jeśli dziś zgodzi się na naruszenie kompromisu aborcyjnego, abdykuje z funkcji rozjemcy i odda moc rozstrzygania jednej ze stron. To oznacza katastrofę.
Reklama
Wielu czytelników może się obruszyć. Wspólnota? Przecież jesteśmy na krawędzi, nienawiść aż kipi. Nie mamy wspólnych wartości, ani autorytetów, nawet co do sensu tak prostych słów jak „patriotyzm” nie potrafimy się zgodzić. Co więc niby nas ma łączyć? To wszystko prawda, a jednak jest jeszcze skrawek pola, na którym stajemy wspólnie i gramy według tych samych zasad. Miejsce, które – choć sami jesteśmy podzieleni – łączy nas pragmatyczną niezbędnością. Naszą ostatnią wspólną agorą jest debata publiczna. Wciąż wierzymy w możliwość prowadzenia demokratycznych sporów, w których państwo pełni rolę arbitra i pilnuje przestrzegania reguł.
Spieramy się, kłócimy, krzyczymy, wierząc, że państwo będzie pilnowało, by pokonani nie zostali stłamszeni i zastraszeni. Bardzo trudna to rozmowa, ale ta umowna, istniejąca jedynie w naszych słowach i umysłach przestrzeń jest naszym ostatnim imaginarium, w którym trwamy wspólnie. Mamy do głębi demokratyczne przekonanie, że w kwestiach ideologicznych wszyscy mają prawo ogłaszać swoje poglądy i być wysłuchani.
Ale nie o polityczne spory tu idzie. Te toczą się własnym trybem, walka o władzę, a tym w istocie jest polityka, dzieli społeczeństwo według granic zmiennych i nieostrych. W tej rywalizacji państwo zawsze uczestniczy jako strona, a rozstrzygnięcia zapadają przy urnie wyborczej – w systemach demokratycznych to jedyny arbiter.
Spójrzmy teraz szerzej na spór aborcyjny. Tak, to konflikt wartości, ale on nie rozgrywa się jedynie na płaszczyźnie: prawo do życia kontra wolność wyboru. To zbyt wąska perspektywa. Musimy wprowadzić jeszcze jedną optykę – państwową – i uwzględnić w tym konflikcie owego państwa interesy.
Treść całego wywiadu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu DGP.

>>> Czytaj także: Samotność - choroba cywilizacyjna XXI wieku. Niszczy zdrowie, psychikę i demokrację