Politico, odnosząc się do zdobycia przez rządzącą w Budapeszcie koalicję prawie 50 proc. głosów, pisze o "miażdżącym zwycięstwie", które umożliwia węgierskiemu premierowi dalszą realizację jego "nacjonalistycznych wizji" i prowadzenie kolejnych potyczek z Brukselą.

Rządząca na Węgrzech koalicja konserwatywnego Fideszu i Chrześcijańsko-Demokratycznej Partii Ludowej zdobyła w niedzielnych wyborach parlamentarnych 48,51 proc. głosów - wynika ze wstępnych wyników po przeliczeniu 98,5 proc. głosów.

"Rezultat daje Orbanowi trzeci z rzędu mandat premiera i silną pozycję, z której będzie mógł prowadzić dalsze kampanie przeciwko migrantom i muzułmanom, prześladować organizacje pozarządowe oraz budować mocny opór przeciwko dalszej integracji UE" - pisze w Politico Lili Bayer.

Jej zdaniem więcej spięć pomiędzy Budapesztem i instytucjami unijnymi, zwłaszcza Komisją Europejską i Parlamentem Europejskim, jest pewne. Autorka przypomina w tym kontekście sprzeciw Orbana przeciwko planowi rozdziału uchodźców, a także rezolucje PE potępiające "poważne pogorszenie stanu praworządności, demokracji i podstawowych praw" na Węgrzech.

Reklama

Politico jest zdania, że rezultat wyborów ośmieli prawdopodobnie skrajnie prawicowe partie i populistów w Europie, inspirowanych przez Orbana. Portal przypomina, że choć kampania wyborcza na Węgrzech opierała się na mocno nacjonalistycznym i antyimigranckim przesłaniu, a Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka nazwał wcześniej w tym roku Orbana "rasistą", to Fidesz pozostaje w będącej w głównym nurcie Europejskiej Partii Ludowej; należy do niej PO, ale też CDU Angeli Merkel.

Bayer zwraca uwagę, że choć Orban zdecydowanie prowadził przed wyborami w sondażach, skala jego zwycięstwa jest zaskoczeniem dla opozycji, która przez rozdrobnienie straciła szanse na wygraną w niektórych okręgach.

"Skandale korupcyjne, włączając w to domniemane wykroczenia wysokich rangą przedstawicieli rządu, stawiały znak zapytania, czy niektórzy wyborcy konserwatywni i wyborcy niezdecydowani nie zwrócą się w stronę opozycji. Frekwencja była historycznie wysoka, początkowo zwiększając nadzieje opozycji" - wskazuje portal.

Również EUobserver pisze, że "wbrew oczekiwaniom" wysoka frekwencja wyborcza okazała się sprzyjająca dla Fideszu, a nie opozycji. Zdaniem autorki komentarza Eszter Zalan partia Orbana zdołała przyciągnąć większą liczbę wyborców głównie dzięki "kampanii skierowanej przeciwko migrantom, organizacjom pozarządowym i miliarderowi George'owi Sorosowi".

Zalan podkreśla, że podczas swojej kampanii Fidesz, wspomagany przez "państwowe i prorządowe media", podsycał "spiskową teorię", według której opozycja wraz z ONZ, UE i Sorosem usiłowała uczynić potajemnie Węgry "krajem migrantów", podważając tym samym bezpieczeństwo i tożsamość narodową Węgrów.

EUobserver odnotowuje słabość poczynań przeciwników politycznych Orbana, wskazując na brak koordynacji działań opozycji na poziomie ogólnokrajowym, która zdaniem portalu była zbyt słaba, by zrównoważyć przewagę, jaką Fidesz zyskał, zmieniając w 2011 roku prawo wyborcze.

Według Zalan swoje zdecydowane zwycięstwo Fidesz wykorzysta, by przeprowadzić planowany pakiet zmian prawnych, określanych mianem "Stop dla Sorosa", a skierowanych głównie przeciwko organizacjom obywatelskim sponsorowanym przez należącą do Sorosa fundację Open Society oraz "organizacjom zajmującym się migrantami".

Ponadto Orban będzie "zwiększał kontrolę władz centralnych", "tłumił głos mediów krytycznych wobec jego poczynań", a jego wzmocniony mandat wyborczy "ośmieli go w starciach z Unią Europejską" - podsumowuje EUobserver.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka i Grzegorz Paluch

>>> Czytaj też: Orban znów bierze wszystko. Co to oznacza dla Polski i Europy?