Kevin Kelly w "Nieuniknionym" stworzył ułożoną wedle czytelnej struktury opowieść o świecie, którego spora część z nas żyjących ma szanse doczekać. Przynajmniej teoretycznie. [...] Ta książka to nie jest ani utopia, ani dystopia. Recenzja Rafała Wosia.
ikona lupy />
Kevin Kelly, „Nieuniknione. Jak inteligentne technologie zmienią naszą przyszłość”, Wydawnictwo Poltext, Warszawa 2017 / Dziennik Gazeta Prawna
Kolacja. Wszyscy odrywamy się od swoich urządzeń smart i siadamy do stołu. Ale najpierw wybieramy kolor kuchni w zależności od nastroju. A może nawet wybiera go za nas nasz inteligentny dom. Zaczyna grać muzyka. Może stary jazz, a może jakiś nasz własny remiks. Jemy, rozmawiamy. Po posiłku czas na relaks. Zakładam swój zestaw do wirtualnej rzeczywistości i udaję się na przechadzkę po mieście zaprojektowanym przez znanego twórcę VR, którego od pewnego czasu obserwuję w internecie.
Tak wygląda parafraza małego kawałka przyszłości, którą prezentuje nam Kevin Kelly. Jego książka „Nieuniknione...” jest pełna takich historii. Kelly stworzył w niej ułożoną wedle czytelnej struktury opowieść o świecie, którego spora część z nas żyjących ma szanse doczekać. Przynajmniej teoretycznie. Dla Kelly’ego punktem odniesienia jest bowiem rok 2050. Ta książka to nie jest ani utopia, ani dystopia. Mamy tu raczej do czynienia z solidną próbą wyobrażenia sobie tempa i kierunku postępu technologicznego. Kelly takie rzeczy przez lata robił jako współzałożyciel i redaktor magazynu „Wired”. To medium, które od początku towarzyszyło rozwojowi nowych technologii internetowych. Było przy początkach komercyjnej sieci, przeżyło bańkę dotcomów i pisało o Google’u czy Facebooku w czasach, gdy nikt jeszcze nie wiedział, kto to Brin i Zuckerberg.
Reklama
Autor książki nie straszy. Sztuczna inteligencja nie wymknie się nigdy – jego zdaniem – spod kontroli i będzie nam w przyszłości towarzyszyć na zasadzie dyskretnego pomocnika. Będziemy sobie o niej przypominać w momencie, gdy jej nagle zabraknie. Ot, tak jak dziś o elektryczności. Automatyzacja pracy też Kelly’ego nie martwi. W jego technooptymistycznym świecie postęp otworzy drogę do zajęć, o których się dziś jeszcze nikomu nie śniło.
Jedyny problem z dotykaniem przyszłości tak sugestywnie narysowanej przez Kelly’ego jest polityczny. Jak większość autorów głównego (liberalnego?) nurtu Kelly nie widzi go jednak wcale. Wydaje mu się, że postęp technologiczny po prostu się dokona, a jego owoce zostaną w miarę równo podzielone miedzy obywateli. Momentami pobrzmiewa u niego wręcz przekonanie, że postęp wyprowadzi ludzkość poza reżim kapitalistycznego wyzysku. Pozwoli go przekroczyć i jakby z niego wyrosnąć.
Nie jest to pierwsza tego typu publikacja. Wcześniej w bardzo podobne tony uderzał publikowany również po polsku ekonomiczny celebryta Jeremy Rifkin. I tak jak Rifkin chętnie powoływał się na polskiego marksistę Oskara Langego, tak Kelly nazywa wręcz swoją wizję cyberkolektywizmem.
Szkoda, że Kelly nie czytał sporu Róży Luksemburg z ukraińskim ekonomistą Mychajłem Tuhanem-Baranowskim, który odbył się jakieś sto lat temu. Rzecz dotyczyła bowiem właśnie możliwości samoczynnego zaistnienia daleko idącej rewolucji technologicznej w warunkach kapitalizmu. Diagnoza z tamtej debaty była intrygująca. Brzmiała tak: w kapitalizmie tego typu rewolucje, jakie opisuje dziś Kelly, nie mogą zajść. Bo musiałyby się wiązać z uspołecznieniem środków produkcji i zniesieniem własności prywatnej. A na to się kapitaliści nie zgodzą. Jedyne, co może faktycznie się zdarzyć, to pojawienie się supernowoczesnych wysp technologicznego postępu na morzu zwyczajności. Dolina Krzemowa jest tego najlepszym przykładem. I tam wydarzy się to, o czym mówi Kelly. Ale nie będzie to doświadczenie powszechne.

>>> Czytaj też: Droga przyszłości pokieruje i naładuje ci samochód. W Chinach powstaje inteligentna autostrada