Od 2009 roku nie jestem właścicielem kamienicy przy Dahlbergha 5; przekazałem nieruchomość mojej mamie - powiedział w poniedziałek przed komisją weryfikacyjną Marek M. Przy większości zadanych przez komisję pytań, Marek M. zasłaniał się niepamięcią.



Komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji bada sprawę zwrotu kamienicy przy ul. Dahlbergha 5 na warszawskiej Woli. W grudniu 2006 r. prezydent m.st. Warszawy podjął decyzję o ustanowieniu użytkowania wieczystego na okres 99 lat na rzecz dwójki nowych właścicieli. Miasto zachowało 4/12 udziału w tej nieruchomości.

Przewodniczący komisji Patryk Jaki przywołał umowę na kwotę 100 zł, którą Marek M. zawarł z drugim współwłaścicielem Przemysławem Jaszke. W ramach umowy Jaszke zrzekał się praw do odszkodowań za bezumowne korzystanie z kamienicy. Marek M. zapytany, czy poinformował Jaszkego o wielkości możliwych odszkodowań odpowiedział, że "tak".

M. pytany o spotkanie z b. burmistrzem Woli Markiem Andrukiem, które miało się odbyć w 2007 r., a po którym burmistrz miał sporządzić notatkę, w której stwierdził, że Marek M. na spotkaniu oświadczył, że chce doprowadzić do eksmisji lokatorów poprzez podwyżki czynszów i zadłużenie mieszkańców. M. stanowczo zaprzeczył, żeby coś takiego powiedział. Dodał, że nie pamięta również takiego spotkania. Przyznał, że być może Marek Andruk mógł sobie wymyślić treść tej notatki lub przeinterpretować.

Reklama

M. przyznał, że czynsze były podnoszone, aby finansować remonty kamienicy, a nie żeby wyrzucać mieszkańców. Dodał, że nowe stawki czynszów ustalił biegły rzeczoznawca. Przyznał, że chcąc sobie oszczędzić "kłopotów" w marcu 2009 r. przekazał nieruchomość przy Dahlbergha swojej matce. Dodał, że ws. tej nieruchomości "zniechęcił się".

Jaki przypomniał, że M. przychodził dalej do nieruchomości. Na co M. powiedział: "Jak byłem właścicielem nieruchomości to przychodziłem do lokatorów jako właściciel, a jako syn mojej matki, występowałem w przypadku nieruchomości, które przekazałem mojej matce".

"Moja matka ma dużo lat, 84 lata i nie mogę jej odmówić niektórych rzeczy" - powiedział M.

Pytany o znajomość z mec. Robertem N. (zatrzymany ws. reprywatyzacji - PAP) odpowiedział, że był on jego pełnomocnikiem w sprawach cywilnych.

M. zasłaniał się niepamięcią, kiedy był pytany m.in. ile lokali sprzedał, gdzie je sprzedawał, jaki rodzaj umów zawierał z zarządcą nieruchomości przy Dahlbergha, czy działał jako pełnomocnik swojej matki przy Nabielaka 9, w ilu postępowaniach reprezentował go Robert N., czy na jaką kwotę Robert N. uzyskał odszkodowania dla M.

Kiedy Jaki pytał, gdzie są pieniądze ze sprzedaży lokali, które posiadał M., odpowiedział, że "nie sprzedawał żadnych mieszkań".

Kiedy członek komisji Paweł Lisiecki (PiS) przytoczył maila do M. od jednej z lokatorek, która pytała w nim M. o odstąpienie od odsetek, jeśli wpłaci całą kwotę należności jednorazowo przelewem, M. odpowiedział, że nie można do niego wysłać maila, bo nie ma poczty elektronicznej.