Jak informuje "Puls Biznesu", według mediany prognoz 12 analityków na koniec lutego za euro zapłacimy 4,60 zł, za dolara — 3,56 zł, a franka — 3,06 zł. Czyżby złoty miał się umocnić? Zdania analityków są podzielone, a konkretne wartości nie są tak istotne, bo rynek jest rozchwiany, a wartość prognoz jest dziś niewielka.

— Nasi eksporterzy są nieobecni na rynku. Jedni czekają na dalszą deprecjację, inni przesadzili z hedgingiem i nie mają czego wymieniać — mówi jeden z ekonomistów. Swój udział mają banki, które prawie wstrzymały udzielanie kredytów walutowych.

— Złotego sprzedają też inwestorzy, którzy wycofują się z regionu. Oczywiście są również spekulanci, ale nie przeceniałbym wpływu tego czynnika. Należy pamiętać, że większość funduszy hedgingowych jest "wykrwawiona", a banki nie dają im nowych kredytów — dodaje jeden z ekspertów.

— Głównej przyczyny osłabienia złotego upatrywałbym w globalnych uwarunkowaniach płynnościowych. Większość inwestorów patrzy, skąd jeszcze gotówkę można wycofać, a nie, gdzie ją zainwestować. Dopóki to podejście się nie zmieni, na poprawę nastrojów nie ma co liczyć — mówi Marcin Mróz z Fortis Bank Polska.

Reklama

Jak blisko, jak daleko

— Na razie nie widać żadnych bodźców, które mogłyby odwrócić lub powstrzymać trend. Potrzeba dłuższego okresu uspokojenia i atmosfery, która pozwoli skutecznie przeciwstawić się grze na osłabienie złotego. Teraz nikt się na to nie odważy, bo z góry skazany jest na porażkę — uważa Grzegorz Ogonek.

— Dynamika wyprzedaży złotego sugeruje, że rynek zbliża się do momentu przełomowego. Nie można więc wykluczać, że w drugiej połowie lutego złoty odzyska siły — dodaje optymistycznie Marcin R. Kiepas z XTB.

Więcej w „Pulsie Biznesu”