Zapowiedź Pekinu o wielkim otwarciu rynku finansowego nabrała nowego wymiaru w obliczu zagrożenia wojną handlową z USA. W deklaracji można dostrzec przemyślaną strategię mającą na celu pokazanie światu, że Chiny dążą do liberalizacji i bronią wolnego handlu.

Chiny umożliwią zagranicznym firmom sektora finansowego równą rywalizację z podmiotami krajowymi i znacznie poszerzą zakres dozwolonej działalności zagranicznych banków na chińskim rynku – zapowiedział Yi Gang, szef chińskiego banku centralnego.

Przemawiając w minionym tygodniu na gospodarczym Boao Forum dla Azji, powtórzył ubiegłoroczne zapowiedzi. Zgodnie z zapowiedziami chińskich oficjeli z listopada 2017 roku, otwarcie krajowego systemu finansowego na kapitał zagraniczny ma objąć praktycznie wszystkie branże.

Już jesienią 2017 r. zostało powiedziane, że bariery będą znoszone zgodnie z typową dla Pekinu taktyką gradualną, czyli liberalizacja nastąpi stopniowo. Teraz Yi Gang ujawnił szereg środków niezbędnych do otwarcia branży finansowej na inwestycje zagraniczne, w tym chociażby zniesienie górnych limitów kapitału zagranicznego dla banków. Przemówienie prezesa banku centralnego podczas forum można traktować z jednej strony jako znaczne ustępstwo wobec wieloletnich nacisków USA, ale także jako dobrze skonstruowaną taktykę ukazywania światu Chin, jako kraju stojącego na straży wolnego rynku i wolnego handlu.

Amerykańskie instytucje bankowe najbardziej krytykowały obostrzenia w sektorze finansowym Chin, twierdząc, iż są one przyczyną słabej pozycji zagranicznych instytucji finansowych na tym gigantycznym rynku. Dla przykładu, zgodnie z danymi Securities Association of China, JP Morgan First Capital znalazł się dopiero na 120. miejscu, a UBS Securities na 95. wśród 125 działających w Kraju Środka domów maklerskich pod względem dochodów netto. W ciągu ostatnich lat kilka zagranicznych korporacji inwestycyjnych wycofało się z rynku chińskiego lub mocno obniżyło udziały w chińskich joint venture.

Reklama

Nie chodziło jednak tylko o bariery wejścia na rynek. Zarówno administracja USA, jak i prywatne firmy, wielokrotnie podkreślali, iż obawiają się o technologię finansową stosowaną w Chinach, szczególnie w bankach, ale nie tylko. Amazon pozbył się w listopadzie 2017 r. swoich udziałów w firmie zajmującej się przetwarzaniem danych w chmurze obliczeniowej, bo nie chciał później tłumaczyć się kontrahentom, iż Pekin mógł mieć wgląd do danych magazynowanych w chmurze.

Poprzednie chińskie próby otwarcia nie zawsze były udane. Zagraniczne instytucje już wiedzą, że poza przeszkodami instytucjonalnymi utrudniającymi wejście na chiński rynek, istnieje szereg innych, np. kulturowe. Niektórzy obawiają się powtórki sprzed kilku lat, gdy Pekin reklamował szanghajską strefę wolnego handlu, jako łatwy i szybki sposób wejścia do Chin. Firmy zagraniczne bardzo ochoczo do niej wtedy lgnęły. Okazało się jednak, że poza standardową zgodą Pekinu niezbędna była również zgoda lokalnego rządu, którą dostali już nie wszyscy.

Tym razem organy odpowiadające za rejestr firm zagranicznych (Ludowy Bank Chin oraz China Banking Regulatory Commission) prawdopodobnie bardzo szybko będą wydawały zgody na działalność podmiotom zagranicznym – wyraźnie im na tym zależy. Tyle, że wiele problemów nie zniknęło z rynku. Pekin nadal chce mieć pełny dostęp do informacji, jakimi rozporządzają podmioty zagraniczne. Inwestorzy nadal zaś obawiają się kradzieży w obszarze technologii – Chiny wciąż nie przestrzegają praw intelektualnych, co skutecznie odstrasza technologicznych gigantów rynku finansowego od dzielenia się rozwiązaniami.

Otwarcie sektora finansowego będzie ukłonem Pekinu w kierunku Amerykanów, których firmy dominują w globalnych finansach i prawdopodobnie jako pierwsze zapukają do bram Chin. Bardziej doświadczone osoby z otoczenia Trumpa zdają sobie sprawę, iż Ameryka korzysta z chińskiego kapitału i takie rozwinięcie relacji będzie przydatne. Należy jednak spodziewać się silnej opozycji wśród wpływowych amerykańskich grup konserwatywnych, które są zaniepokojone perspektywą, iż ich krajowy kapitał miałby przyczynić się do poprawy sytuacji gospodarczej w Chinach.

Do końca 2016 r. 39 zagranicznych banków utworzyło spółki zależne w Chinach kontynentalnych. W większości przypadków ich działalność ogranicza się jednak do usług świadczonych w juanach (stanowią 70 proc. ich aktywów, pożyczek i depozytów). Bankowość komercyjna pozostaje siłą napędową dla wielu chińskich korporacji państwowych, a Pekin nie zamierza porzucić kontroli nad depozytami oszczędnościowymi w kraju. I trudno się spodziewać znaczących ustępstw dla zagranicy w tej dziedzinie.

Nawet, jeżeli nastąpiłoby pełne otwarcie rynku, trzeba pamiętać, że większość chińskich banków jest przynajmniej częściowo własnością podmiotów państwowych, które będą raczej niechętne sprzedaży udziałów inwestorom zewnętrznym. Firmy zagraniczne prawdopodobnie będą musiały pocieszyć się nieznacznymi udziałami mniejszościowymi. Ewentualnie, swoje udziały w większych pakietach mogą chcieć sprzedawać słabe banki lokalne, ale w takim przypadku nabywające je podmioty zagraniczne muszą liczyć się z dużym ryzykiem – i finansowym, i nieprzestrzegania przepisów.

Bankowość komercyjna to sektor trudny do złamania przez firmy zagraniczne. Na chińskim otwarciu najszybciej mają szansę zyskać firmy brokerskie i ubezpieczeniowe, które mogą przetransferować do Kraju Środka swoje globalne doświadczenie oraz rozwiązania technologiczne (jeśli odważą się zaryzykować). Te dwa sektory szybko się rozwinęły w Chinach w ciągu ostatnich kilku lat dzięki sprzedaży produktów finansowych i inwestycjom w wysoce ryzykowne kredyty przeznaczane na finansowanie nieruchomości i na infrastrukturę samorządową. Ponieważ jednak większość dobrze radzi sobie finansowo, także i one nie będą szczególnie zainteresowane sprzedażą udziałów.

Ponownie, jak w przypadku banków, na taki ruch zdecydują się zapewne tylko najsłabsze ogniwa – szczególnie po tym, jak w ubiegłym roku ograniczono im zdolność do pozyskania kapitału w segmentach bankowości nieformalnej. Sprzedaż mniejszych pakietów akcji (poniżej pakietów kontrolnych) dałaby im zastrzyk kapitału.

Wątpliwe, aby najwięksi gracze, jak Citic Securities, czy Haitong, mieliby ochotę na zagranicznego inwestora. Dlatego Pekin oficjalnie może otwiera swój rynek finansowy dla świata, ale decyzja o kapitałowych mariażach zagranicznych chińskich gigantów finansowych to już zupełnie inna sprawa.

Autor: Ewa Cieślik, adiunkt na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu; specjalizuje się w chińskim rynku finansowym.