Związki zawodowe wezwały w marcu, by strajkować przez dwa dni, po czym na trzy wracać do pracy. I tak do końca czerwca. W praktyce strajk rozpoczyna się jednego dnia wieczorem, trwa przez drugi dzień, a trzeciego dnia rano ruch wciąż daleki jest od rozkładu jazdy.

W sobotę i niedzielę nie ruszyła połowa TGV (pociągów dużej prędkości), nie było trzech pociągów osobowych na pięć, a w regionie paryskim dwóch podmiejskich na pięć.

Ta średnia słabo oddaje rzeczywistą sytuację, gdyż niektórych połączeń w ogóle nie było. Ponadto, jak i w poprzednich dniach strajkowych, wiele pociągów nie zatrzymuje się na małych stacjach. Składy są krótsze niż zazwyczaj, ponieważ brak personelu do kontroli technicznej i obsługi.

Strajk w weekend mniej dotyka pracowników, którzy w tygodniu są uczestnikami dantejskich scen, gdy tłum rzuca się na rzadkie poranne i wieczorne pociągi. Na niektórych dworcach zdarzało się już, że policja wypraszała pasażerów z nadmiernie przeciążonych składów.

Reklama

Tym razem jednak strajk zbiegł się z zakończeniem ferii wiosennych w niektórych regionach kraju, co wielu rodzinom utrudniło powrót z wypoczynku. We Francji turnusy zaczynają się i kończą w sobotę. Sporo osób zdecydowało się skrócić wypoczynek i wróciło w piątek.

Innym strajk przeszkodził w przedłużeniu weekendu do 1 maja, który jest dniem wolnym. W maju we Francji są cztery dodatkowe dni wolne od pracy. W tym roku wszystkie wypadają w tygodniu, co jest okazją do tworzenia tzw. mostów, czyli przedłużenia odpoczynku o dzień roboczy. Amatorów wyjazdu czeka jednak niezła akrobacja, gdyż strajkować będą nie tylko kolejarze, ale – jeśli nie dojdzie do porozumienia – zapewne również pracownicy Air France.

W tej sytuacji pociechą dla użytkowników może być coraz mniejszy zapał kolejarzy do porzucania pracy. Według dyrekcji SNCF (koleje państwowe) w sobotę i niedzielę udział w strajku zapowiedziało tylko 28 proc. pracowników (na początku akcji 3 kwietnia było ich 48 proc.) i mniej niż połowa maszynistów (49,6 proc.). 3 kwietnia do pracy zgłosiło się ich tylko 23 proc.

Jeśli wierzyć sondażom, zmniejsza się również poparcie społeczne dla żądań kolejarzy. Ponad 60 proc. badanych uznało strajk za nieuzasadniony, gdy na początku akcji połowa respondentów okazywała pełne zrozumienie dla postulatów kolejarzy.

Zmniejsza się natomiast nieco przekonanie o nieustępliwości rządu. W końcu marca wierzyło w nią 80 proc. badanych. Obecnie 74 proc. myśli, że rząd nie ulegnie ruchom strajkowym.

10 kwietnia br. Zgromadzenie Narodowe (niższa izba parlamentu) zatwierdziło pierwszy, najważniejszy artykuł projektu reformy, zezwalający rządowi (poprzez dekrety) na przemianę SNCF w spółkę akcyjną i na likwidację karty kolejarza dla nowo zatrudnianych.

Karta kolejarza daje pewność zatrudnienia i lepsze warunki przejścia na emeryturę. Państwo twierdzi, że jest ona zbyt kosztowana i niemożliwa do utrzymania wobec wymaganego przez UE dopuszczenia konkurencji.

Związki zawodowe kolejarzy twierdzą, że nieprawdą jest, jakoby karta zwiększała koszty SNCF. Związki żądają przejęcia przez państwo 47 mld długu przedsiębiorstwa, który, jak twierdzą, wynika z tego, że państwo obciążyło SNCF kosztami budowy bardzo drogich linii TGV.

Gdy zaś chodzi o dopuszczenie konkurencji, związki żądają przewidzianej przez UE wyjątkowości, a jeśli się nie da, to chcą negocjować warunki tego dopuszczenia.

Wobec braku ustępstw związki zerwały negocjacje z ministerstwem transportu. W zeszłym tygodniu premier Edourad Philippe zaprosił związkowców do dyskusji na 7 maja, ale odmówił przyjęcia wszystkich razem i ma rozmawiać z każdym związkiem z osobna. Choć obserwatorzy nie przewidują zasadniczych ustępstw rządu, włączenie się premiera do negocjacji niektórzy uważają za początek wychodzenia z impasu.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)