Rankiem 14 maja okazało się, że na razie spełzły na niczym negocjacje, które Komisja Europejska prowadzi z polskim rządem w sprawie wycofania wniosku o stwierdzenie ryzyka poważnego naruszenia przez Polskę wartości unijnych. Stwierdzenie przez Radę UE tego ryzyka to unijna procedura, która co prawda nie pociąga za sobą skutków prawnych, niemniej jednak ma znaczenie wizerunkowe.
W przypadku Polski chodzi oczywiście o naruszenie zasady państwa prawa przez trwające od dwóch i pół roku działania skierowane przeciw niezależnemu sądownictwu. Za wnioskiem Komisji musiałyby zagłosować 22 państwa członkowskie i niepewność co do rezultatu głosowania stanowi prawdopodobną przyczynę podjęcia negocjacji.
Z przecieków wiadomo, że KE stawia polskiemu rządowi warunki, pod którymi wycofa z Rady wniosek. Szczegóły różnią się zależnie od źródła przecieków. Ogólnie jednak mają dotyczyć odwrócenia reform, czyli dzieła zniszczenia, Sądu Najwyższego i sądów powszechnych. Interesujące, że nie dotyczą Trybunału Konstytucyjnego. Od początku zamachu na trybunał, czyli od dwóch i pół roku, Komisja podkreślała, że niezależność sądownictwa konstytucyjnego stanowi nieodzowny element państwa prawa i że działania PiS niezależność tę naruszają. Rezygnując z walki w tej kwestii, Komisja legitymizuje zamach stanu.
Nie jest to pierwsza porażka Komisji jako strażniczki państwa prawa. Wcześniejszy od Polski przypadek Węgier nie spotkał się z żadną skuteczną reakcją – do historii przeszły za to działania wywołane bezprawnym obniżeniem wieku emerytalnego i w rezultacie wymianą sędziów. Komisja skierowała skargę do TSUE, zarzucając Węgrom dyskryminację ze względu na wiek. Sprawę co prawda wygrała i rząd wypłacił usuniętym sędziom odszkodowania, ale zmian w sądownictwie to nie cofnęło.
Nie przeszkodziło to Komisji zastosować wobec Polski tej samej metody i – w odniesieniu do prawa o ustroju sądów powszechnych – wszcząć postępowania o dyskryminację ze względu na płeć przez nierówne obniżenie wieku przejścia sędziów w stan spoczynku. W przypadku Polski wniesienie wniosku do Rady poprzedziły ponad dwa lata bezowocnego „dialogu”; Komisja wydała cztery rekomendacje, a polski rząd je zignorował. Podnoszono w publicystyce i w nauce, że Traktaty unijne nie dają Komisji skutecznych narzędzi do walki z naruszeniami państwa prawa. Tezę tę obalił Trybunał Sprawiedliwości. W sprawie Associaçao Sindical dos Juízes Portugueses, dotyczącej zarobków sędziów portugalskich, orzekł, że naruszenie niezależności sądownictwa samo w sobie stanowi naruszenie prawa unijnego, które Komisja może ścigać w trybie skargi do trybunału. Otworzyło to możliwość wszczęcia przez Komisję postępowania przeciw Polsce w sprawie działań skierowanych przeciw wymiarowi sprawiedliwości. Komisja nie skorzystała z tej możliwości. Podobnie jak stało się w przypadku Puszczy Białowieskiej, również w przypadku reform sądownictwa Trybunał Sprawiedliwości mógłby zarządzić środki tymczasowe, zakazujące Polsce wprowadzenia reform w życie przed ostatecznym orzeczeniem o ich zgodności z prawem unijnym.
Reklama
Z punktu widzenia Unii obecna bierność Komisji stanowi porażkę projektu integracji. Zbieramy obecnie owoce długotrwałego oporu przeciw wzmacnianiu integracji, planowego przenoszenia środka ciężkości polityki z Brukseli do krajów członkowskich. Zwolennicy Europy ojczyzn odnieśli zwycięstwo, paraliżując możliwość samodzielnego działania instytucji unijnych i uzależniając je od zgodnej woli państw. Brak skutecznych instrumentów nadzoru nad państwami nie jest skutkiem tego, że takich instrumentów nie udało się opracować – lecz tego, że takich instrumentów chciano uniknąć. W rezultacie Unia staje się platformą współpracy między państwami łudzącymi się co do swojego znaczenia na świecie.
Zaniechania instytucji unijnych sprzyjają jednocześnie rozpowszechnieniu się w państwach członkowskich radykalnej prawicy, której niekonstytucyjnym zapędom nikt nie stawia tamy. Brak w Unii podmiotowości politycznej, która umożliwiałaby przeciwstawienie rozumowej i konstytucyjnej słuszności argumentom odwołującym się do demokratycznej legitymizacji, która usprawiedliwia jakoby każdy występek wybrańców ludu. Jest tak nie od dzisiaj: mimo wpisania w poczet wartości demokracji, rządów prawa, godności i praw człowieka, Unia nie potrafiła poradzić sobie ani z tajnymi więzieniami CIA, ani z deportacjami Romów z Francji. Indolencja wobec Węgier i Polski stanowi dla sił antyliberalnych, ale i dla elektoratu, kolejne potwierdzenie bezsilności i braku idei obecnych elit.
Nie oznacza to, że sytuacja jest beznadziejna. Przeciwnie, Unia nadal ma wszelkie możliwości działania. Komisja przygotowała projekt rozporządzenia, zgodnie z którym fundusze unijne nie będą wypłacane krajom naruszającym zasadę państwa prawa. Rokowania z polskim rządem spełzły na niczym, co stwarza nadzieję, że Komisja podtrzyma stanowczą postawę w kwestii Trybunału Konstytucyjnego. Podstawowym warunkiem możliwości skutecznego działania Unii jest jednak uzyskanie przez nią politycznej podmiotowości; działanie już nie tylko jako platforma porozumień między państwami i wyraziciel ich woli, ale jako samodzielna reprezentacja obywateli – również przeciw ich własnym państwom.ⒸⓅ

>>> Czytaj także: Chiny zdumione zachowaniem UE. Unia ryzykuje powrót do "prawa dżungli"

Artykuł ukazuje się w ramach cyklu #DemocraCE Visegrad/Insight prowadzonego przez Fundację Res Publica we współpracy z National Endowment for Democracy (NED) i redakcjami wiodących gazet w Europie Środkowej. http://visegradinsight.eu/democrace/http://publica.pl/