Polskie banki nie stworzyły strategii ratunkowych dla tych klientów, którzy mogą mieć kłopoty ze spłatą kredytów. Ekonomiści pytani przez WSJ Polska twierdzą, że to błąd. - Od restrukturyzacji trudnego zadłużenia swoich klientów banki nie uciekną, będzie ona nieuchronna - mówi ekonomista Ryszard Petru.

Kłopoty mogą dotyczyć przede wszystkim osób spłacających kredyty hipoteczne we frankach. Wczoraj wprawdzie szwajcarska waluta słabła, ale jeszcze nie dalej jak w połowie zeszłego tygodnia sięgnęła poziomu 3,15 zł. Eksperci biją na alarm: słaby złoty to problemy dla kredytobiorców. A także dla banków. – Coraz większa ich liczba będzie musiała wprowadzać w najbliższym czasie kolejne rozwiązania ułatwiające spłatę kredytów hipotecznych, zwłaszcza w walutach obcych – twierdzi Petru. Problem staje się coraz bardziej gorący. – Już widać, że konsumenci gorzej spłacają należności – mówił w Radiu PiN Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów.

Co na to banki? W zasadzie nic. Takie przypadki, jak opisywany przez nas w zeszłym tygodniu Metrobank, to wyjątek. Metrobank wpadł na pomysł, by jego klienci spłacali przez rok raty według kursu 2,5 zł za franka. Bank na tym dobrze zarabia (różnice w ratach trzeba oddać, do tego zapłacić wysoką prowizję), ale i tak dla klientów mających problemy może to być w niektórych przypadkach niezłe rozwiązanie.

W innych bankach życie toczy się tak, jakby kryzysu nie było. W BGŻ nie skrócono nawet – z obecnych 6 – 12 miesięcy – okresów, po których oprocentowanie kredytów we frankach dopasowuje się do aktualnej, niższej stopy LIBOR. Pomysłów ratunkowych nie mają BZ WBK, Santander Bank, GE Money Bank. ING proponuje zagrożonym kredytobiorcom negocjowane wakacje w spłatach albo rozłożenie kredytu np. z 20 na 30 lat. Ale takie ratalne wakacje to standardowe rozwiązanie także w innych bankach. Ale PKO BP (portfel kredytów hipotecznych wart 40 mld zł, z czego w szwajcarskiej walucie ok. 55 proc.), coś jednak szykuje. Jak powiedział nam Tadeusz Swat z Biura Rynku Nieruchomości, PKO BP pracuje nad ułatwieniami w przewalutowaniu kredytów we frankach na złote. Podobno rozważa nawet obniżkę prowizji.

Reklama

Czy jest to dobre rozwiązanie? – Owszem, można to przemyśleć, ale tylko wówczas, gdy brało się kredyt we frankach, gdy ich kurs sięgał około 3 zł, czyli najpóźniej w 2004 r. – mówi Jarosław Sadowski, analityk finansowy z Expandera. Natychmiast jednak dodaje: – Ale jeśli ktoś chciałby teraz zmieniać na złote kredyt zaciągany po kursie 2 – 2,4 zł za franka – odradzam. Tym jednym ruchem można sobie podnieść łączną wartość kredytu w złotych o połowę, a wartość miesięcznej raty – dwukrotnie.

Co więc pozostaje osobom zagrożonym utratą płynności? – Oczekiwanie, aż banki wprowadzą rekomendację S II – mówi Sadowski. Mają na to czas do lipca. Pozwoli to kredytobiorcom w dowolnym miejscu kupować walutę na spłatę rat. Umożliwi im ucieczkę od niekorzystnych dla nich przeliczeń walutowych. Ale przy standardowym kredycie o równowartości 300 tys. zł da to oszczędność najwyżej kilkudziesięciu złotych miesięcznie.

Inaczej do tych problemów podchodzi Zachód. Np. w USA kontrolowana przez państwo spółka Freddie Mac proponuje kredyt hipoteczny na zmienionych warunkach właścicielom niespłacanych nieruchomości. – Stany podobne załamania przeżyły już wiele razy, więc pewne procedury są tam automatyczne – mówi Petru. – My zaś ćwiczymy je po raz pierwszy.

Paweł Domarecki

Więcej w dzienniku.pl