Ponownie wybrany prezydent złożył przysięgę przed nieuznawanym przez większość państw Ameryki Łacińskiej, USA i UE Narodowym Zgromadzeniem Konstytucyjnym; organ ten wybrany został wyłącznie przez zwolenników rządu Zjednoczonej Partii Socjalistycznej Wenezueli (PSUV) Maduro.

Przemawiając z okazji uroczystości, szef państwa oświadczył, że obwinianie go za kryzys gospodarczy w Wenezueli to "głupie uproszczenie". Jednocześnie podkreślił, że chce "zmiany przywództwa". "Nie działamy wystarczająco ani nie działamy dobrze, choć są dobre rzeczy, które robimy" - mówił. Zwrócił się do ministrów, burmistrzów i gubernatorów w kraju, by "podnieśli jakość" swojej pracy.

Maduro podkreślił, że podczas trwającej od 2013 kadencji jego rząd musiał mierzyć się z "imperialistycznym prześladowaniem", jednak - zaznaczył - w tym nowym okresie nie będzie "wymówek".

Ceremonia zaprzysiężenia prezydenta została przyspieszona - miała odbyć się w styczniu przyszłego roku, gdy oficjalnie rozpocznie się druga kadencja Maduro. Uroczystość zazwyczaj odbywała się w parlamencie, jednak w sierpniu 2017 roku Narodowe Zgromadzenie Konstytucyjne podjęło jednomyślną decyzję o przejęciu prerogatyw parlamentu, w którym dużą przewagę miała opozycja.

Reklama

W wyborach, które odbyły się w niedzielę, dotychczasowy lewicowy szef państwa zdobył ok. 68 proc. głosów, a jego przeciwnik Henri Falcon - ok. 22 proc. W wyborach tych - zbojkotowanych przez opozycję, która uznała, że ich wynik jest z góry przesądzony na korzyść Maduro - frekwencja wyniosła ok. 46 proc.; była to najniższa frekwencja w głosowaniu w historii Wenezueli.

W ocenie Unii Europejskiej wybory te nie spełniały międzynarodowych standardów. W oświadczeniu Wspólnoty podkreślono, że odbyły się one bez poszanowania dla zasad politycznego pluralizmu, demokracji, przejrzystości i praworządności.

UE jednocześnie wezwała władze w Caracas do uwolnienia wszystkich więźniów politycznych i pełnego poszanowania konstytucji.

Z kolei administracja amerykańska uznała wybory za "farsę" i nałożyła na Wenezuelę kolejne sankcje. Wiele innych państw także uznało wybory w tym kraju za nieprawomocne.

Zdaniem obserwatorów założeniem reżimu Maduro jest ustanowienie bardziej kontrolowanego, jak na Kubie, systemu politycznego. Prezydent oskarżany jest przez przeciwników i społeczność międzynarodową o podważanie demokracji. W ciągu czterech miesięcy niemal codziennych demonstracji organizowanych przez opozycję do połowy 2017 r. zginęło 125 osób. Domagano się przedterminowych wyborów, pomocy humanitarnej w odpowiedzi na dotkliwy brak leków i deficyt żywności w kraju, a także poszanowania parlamentu i uwolnienia więzionych działaczy politycznych. Protesty zaczęły zamierać wraz z powołaniem do życia prorządowej konstytuanty, potężnej broni politycznej w służbie obozu rządzącego, z praktycznie nieograniczonymi kompetencjami. Organ w ubiegłym roku przejął prerogatywy parlamentu.

Pod wpływem załamania cen ropy naftowej od 2014 r. Wenezuela, która czerpie 96 proc. swoich dochodów z ropy naftowej, cierpi z powodu braku walut, co pogrążyło kraj w ostrym kryzysie. W ciągu pięciu lat PKB zmniejszył się o 45 proc., a inflacja wzrosła do niemal 13 800 proc. MFW przewiduje dalszy spadek PKB o 15 proc. w roku bieżącym. (PAP

ulb/ mc/