Kaspijska ropa miała być alternatywą dla surowca z Rosji, od którego polski przemysł rafineryjny jest uzależniony. W Sarmatii, spółce odpowiedzialnej za realizację inwestycji związanej z przedłużeniem rurociągu Odessa-Brody do Polski, szacowano w ub. r., że tym połączeniem do naszego kraju już w 2012 r. mogłaby dotrzeć pierwsza partia „czarnego złota” z Azerbejdżanu. Niestety ten kluczowy dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego projekt od początku napotykał na trudności.

Zabraknie ropy w rurze?

Wśród jego udziałowców zabrakło m.in. kazaskich producentów ropy, a to właśnie w tym kraju są największe zasoby tego surowca w regionie Morza Kaspijskiego. Wielu ekspertów już wtedy wątpiło w zasadność budowy tej magistrali. Podnosili, że – aby inwestycja była opłacalna – rurą powinno przesyłać się nawet 40 mln ton ropy naftowej. Tymczasem sam Azerbejdżan nie jest w stanie zapewnić takich ilość surowca. A nawet znacznie mniejszych.

Wedle obliczeń Sarmatii same polskie rafinerie mogą kupić do 8 mln ton ropy azerskiej. Marcin Jastrzębski, prezes Sarmatii, przyznaje, że w tej chwili Azerbejdżan nie ma takich ilości. Według niego po roku 2011-2012 będzie to jednak możliwe. – Prognozy wydobywcze wskazują, że Azerbejdżan jest w stanie w pełni zapewnić dostawy na nasze potrzeby – przekonywał niedawno.

Reklama

Ukraińskie rozgrywki polityczne

Kolejny problem to brak stabilności w regionie, z którego miałaby trafiać ropa do Polski. – Zjawiska, które w ostatnim czasie zaszły w Gruzji i w całym regionie nie tworzą dobrej atmosfery – przyznaje Paweł Olechnowicz, prezes Grupy Lotos.

Realizacji projektu nie sprzyja także sytuacja polityczna na Ukrainie. Zdaniem szefa GL, aby przedłużenie ropociągu Odessa-Brody do Polski było możliwe w tym kraju musi wiele się poprawić. – A na razie zmieniło się tylko na gorsze – zaznacza.

Projekt ropociągu stał się elementem rozgrywek politycznych na Ukrainie. Prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko oskarżył we wtorek rząd Julii Tymoszenko o udaremnianie funkcjonowania ropociągu Odessa-Brody w planowanym kierunku, czyli od Morza Czarnego ku krajom UE.

Tymczasem magistrala nadal tłoczy jednak rosyjski surowiec z zachodniej Ukrainy do Odessy. Dzieje się tak, choć we wrześniu ub. r. premier Tymoszenko zapewniała, że jej rząd ma zamiar doprowadzić w najbliższym czasie do zmiany kierunku przetaczania surowca w kierunku Brodów. Zdaniem ukraińskich analityków nie robi tego jednak, bo w ten sposób działa na szkodę swojego wielkiego przeciwnika, Igora Kołomojskiego, większościowego akcjonariusza Grupy PrivatBanku. Grupa ta kontroluje dwie zachodnioukraińskie rafinerie, do których – w wyniku odwrócenia kierunku dostaw ropy rurociągiem Odessa-Brody – nie dociera kaspijski surowiec.
Czy projekt jest opłacalny dowiemy się jeszcze w lutym.

Taka sytuacja oddala perspektywę szybkiego przedłużenia rury z Brodów do Polski. Choć, jak powiedział nam Siergiej Skrypka, przedstawiciel ukraińskiego operatora ropociągu Odessa-Brody, Kijów pracuje nad tym, by wykorzystać magistralę do transportu kaspijskiej ropy. – Jeszcze w lutym gotowe będzie studium wykonalności przedłużenia ropociągu Odessa-Brody do Polski – dodał. Dokument da odpowiedź na pytanie, czy projekt jest opłacalny i warto go realizować. Decyzję podejmą rządy państw będącymi udziałowcami w projekcie.

Co to jest rurociąg Odessa-Brody?

Budowa tego ropociągu, a dokładnie przedłużenie istniejącego rurociągu Odessa-Brody do Polski, to wspólny projekt naszego kraju, Ukrainy, Azerbejdżanu, Litwy i Gruzji. Według planów najwcześniej mógłby być on gotowy w 2012 r. Połączy on Morze Czarne z rurociągiem „Przyjaźń” w Adamowie (przy granicy polsko-białoruskiej). Dzięki realizacji tego projektu do rafinerii w Płocku i Gdańsku mogłaby docierać ropa z regionu Morza Kaspijskiego. Plan zakłada transport surowca z Azerbejdżanu przez Gruzję, a dalej tankowcami do portu w Odessie. Stąd baryłki tłoczono byłyby ropociągiem przez Brody, Adamowo do Płocka i Gdańska.

Aby było to możliwe z miejscowości Brody do granicy z Polską musi powstać odcinek o długości ok. 90 km. Odcinek do Płocka to kolejne 460 km. W Płocku ropociąg połączy się z istniejącym już rurociągiem Przyjaźń transportującym rosyjską ropę do Niemiec oraz ropociągiem północnym, który dostarcza surowiec do Gdańska.

Obecnie ropociąg Odessa-Brody transportuje 7 mln ton surowca rocznie. Nie jest to jednak ropa kaspijska a rosyjska (głównie koncernu TNK-BP) i nie płynie z Odessy w stronę Polski, lecz w odwrotnym kierunku. Po odwróceniu kierunku dostaw nowymi odbiorcami mają być trzy czeskie rafinerie koncernu PKN Orlen i dwie zachodnioukraińskie rafinerie kontrolowane przez Grupę Privat (rafinerie Drohobyczskoj NPZ i Nadworniaskoj NPZ). Przetacznych ma być 9 mln t ropy rocznie.

Kim jest Igor Kołomojski?

Ten wpływowy biznesmen, jeden z najbogatszych na Ukrainie, popiera prezydenta Juszczenkę, choć wcześniej stał po stronie premier Tymoszenko. Majątek Kołomojskiego szacowany jest na ponad 6 mld dol. Jego grupa PrivatBank kontroluje dwie rafinerie na zachodzie Ukrainy. Z kolei należąca do niego firma Ukrnieft wydobywa rocznie 3 mln ton ropy. Holding Privat niedawno chciał zostać operatorem ropociągu Odessa-Brody, jednak ministerstwo energetyki nie zgodziło się na przejęcie rury od państwowej Ukrtransnafty. Biznesmen zamierzał zająć się tranzytem surowca m.in. z czarnomorskiego terminalu Jużnyj do Brodów i dalej do granicy ze Słowacją i Węgrami. Privat miałby przy tym odpowiadać za napełnienie rury ropą w ilości 9 mln ton rocznie.