Do ponownych wyborów wezwał przewodniczący irackiego parlamentu mijającej kadencji Salim al-Dżburi. Według Abadiego jedynie sąd najwyższy, a nie rząd czy parlament, ma prawo decydować o powtórzeniu głosowania.

5 czerwca Abadi, którego sojusz uplasował się na zaskakująco dalekim trzecim miejscu w wyborach, poinformował, że rządowe śledztwo wykazało, iż podczas majowego głosowania doszło do poważnych nieprawidłowości. O większość z nich oskarżył Centralną Komisję Wyborczą. Dzień później parlament nakazał pełne ręczne przeliczenie głosów; ma się ono rozpocząć w środę lub czwartek i potrwać około trzech tygodni. Komisja wyborcza korzystała z elektronicznych urządzeń do liczenia głosów.

W niedzielę w magazynie, w którym przechowywano połowę urn wyborczych z majowych wyborów, wybuchł pożar. Według rzecznika irackiego ministerstwa spraw wewnętrznych spaliła się w nim jednak "mała część urn".

Abadi nazwał pożar "spiskiem mającym na celu osłabienie państwa oraz demokracji". Radykalny duchowny Muktada as-Sadr, którego lista wyborcza zwyciężyła w głosowaniu, stwierdził z kolei, że "niektóre partie próbują wciągnąć Irak w wojnę domową". Zaznaczył, że nie zamierza w niej uczestniczyć.

Reklama

Iracki sąd nakazał w poniedziałek aresztowanie czterech mężczyzn podejrzanych o podpalenie magazynu - trzech z nich to policjanci, a jeden to przedstawiciel Centralnej Komisji Wyborczej.

Przeliczanie głosów może osłabić Sadra, wieloletniego przeciwnika USA, który sprzeciwia się irańskim wpływom w Iraku. Blok Sairun, sojusz Sadra i komunistów, mimo że zdobył największą liczbę głosów w wyborach, nie uzyskał wyniku umożliwiającego utworzenie samodzielnego rządu większościowego.

Obecnie w Iraku trwają rozmowy koalicyjne. Mimo początkowych zapowiedzi, zwłaszcza ze strony Sadra oraz Abadiego, że nowy rząd powstanie szybko, wszystko wskazuje na to, że negocjacje na rozdrobionej scenie politycznej mogą potrwać bardzo długo.(PAP)

mobr/ mc/