Wzrośnie liczba niepokojów sporadycznych. Spowodują je rosnące bezrobocie, spadające dochody i niezadowolenie z powodu rozwarstwienia społecznego. Dojdzie do większej liczby lokalnych zamieszek, protestów i strajków, które władze nazywają "incydentami masowymi". Iskry zapalnej najczęściej dostarcza gniew wobec korupcji, spory o ziemię, wywłaszczenia i zwolnienia pracowników.

Jest jednak mało prawdopodobne, by rozproszone wybuchy skonsolidowały się w szerszy front, który mógłby stanowić wyzwanie dla rządu.

Badania opinii wykazują, że niezadowolenie społeczne obraca się głównie przeciwko władzom lokalnym. Ich przedstawiciele postrzegani są jako dbający wyłącznie o własne interesy i skorumpowani, podczas gdy przywództwo państwa, nawet jeśli nie jest kochane, cieszy się większym szacunkiem.

W 2007 roku w Chinach doszło - według socjologów z Chińskiej Akademii Nauk - do ponad 80 tys. "incydentów masowych" (w 2006 roku - 60 tys.). Były to jednak w wielu przypadkach protesty zaledwie kilkudziesięcioosobowe i głównie pokojowe.

Reklama

Nie należy więc spodziewać się huraganu. Wystąpią raczej, jak to w Chinach, burze piaskowe, które zagrożą przedstawicielom lokalnych władz i spowodują opóźnienia decyzyjne.

Pekin będzie też spowalniać wprowadzanie reform. Zwłaszcza tych, które mogłyby prowadzić do konfliktów na wsi, jak zapowiadane reformy mające ułatwić transfer gruntów. Ziemie rolne stanowią niecałe 15 proc. obszaru kraju, którego dużą część zajmują góry. A kraj potrzebuje gruntów pod urbanizację i rozwój gospodarki.

Dlatego widać też tendencję do inwestowania przez chińskie firmy w rolnictwo za granicą, m.in w Afryce. W tym tygodniu chiński prezydent Hu Jintao wizytuje kraje afrykańskie - wymiana handlowa Chin z nimi osiągnęła w ub.r. kolejny rekord i przekroczyła 100 mld dolarów; była o ponad 45 proc. większa niż w 2007 r.

Przewiduje się, że będzie więcej protestów i zamieszek w miastach na prowincji. Dla takich wybuchów zapłon stanowi gniew wywołany skorumpowaniem i przywilejami przedstawicieli władz. Powszechność internetu i telefonów komórkowych, nawet w małych miastach, sprawia, że wiadomości i pogłoski szerzą się szybko i przyciągają widzów, którzy łatwo mogą stać się współuczestnikami konfrontacji.

By zapobiec tej groźbie, rząd będzie przeznaczać większe sumy na inwestycje na prowincji i w małych miastach. Nakazał też lokalnym władzom, by dążyły do wygaszania protestów bez udziału milicji.

Robotnicy podejmą protesty na większą skalę. Rozczarowani, bezskutecznie szukający pracy zaczną protestować. Dojdzie do zamieszek. Największym zmartwieniem dla rządu są robotnicy wędrujący z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy w miastach i strefach przemysłowych. Stanowią 130-milionową rzeszę, z której już 20 mln ludzi straciło pracę.

Ale migrujący robotnicy nie mają za sobą tradycji jedności ani organizacji związkowej, która mogłaby podtrzymać decyzje strajkowe. Ponadto rząd obiecuje zwiększone wsparcie dla zwalnianych i odradza z zasady przeprowadzanie nagłych redukcji, zalecając pracodawcom ostrożność w tej kwestii. Groźba szerokiego ruchu protestów jest niewielka, chyba że pojawią się elementy ich koordynacji.

Większe protesty polityczne wywołają studenci i mieszkańcy miast. W tym roku w Chinach przypada kilka rocznic, które mogą dla studentów, intelektualistów i mieszkańców miast stanowić okazję do protestów politycznych. Taką okazją może być przypadająca 4 czerwca 20. rocznica brutalnego stłumienia protestów prodemokratycznych. Otwarcie polityczne protesty mogłyby zagrozić władzy partii komunistycznej.

W tym roku w Chinach studia ukończy około 6 mln studentów uniwersytetów i kolegiów. Wielu z nich może nie znaleźć zadowalającej pracy. Spośród ubiegłorocznych absolwentów pracy nie ma nadal około miliona.

Ale chińscy studenci są bardziej nastawieni na karierę niż 20 lat temu, gdyż wysokie czesne każe im myśleć o pieniądzach wyłożonych przez rodziców. Akademicy i specjaliści generalnie korzystają z chińskiego wzrostu i rosnących dochodów rządowych. Dlatego wielu z nich nie poprze przewrotu, który mógłby zdławić wzrost gospodarczy.

Nawet w 1989 roku protesty eskalowały dopiero po ujawnieniu rozłamu w partyjnym przywództwie. Od tego czasu przywódcy partii dbają o przedstawianie jednolitego frontu i unikają większych sporów.

Dlatego, by zminimalizować jakiekolwiek zagrożenie dla swojej władzy, rząd zacieśnia kontrolę nad mediami i internetem oraz zatrzymuje i przesłuchuje dysydentów. Trend ten niewątpliwie zaznaczy się w ciągu całego roku.