Zyskamy czy stracimy na euro? Rząd nadal uważa, że możliwe jest wstąpienie do strefy wspólnej waluty w 2012 r. Politycy opozycji – uważają, że nie. Być może trochę odpowiedzi da w poniedziałek wreszcie gotowy "Raport dotyczący pełnego uczestnictwa Rzeczypospolitej Polskiej w trzecim etapie Unii Gospodarczej i Walutowej (strefie euro)".

Zobaczymy więc być może co sugeruje NBP jako kurs zamiany złotego na euro, bo ten kurs będzie zapewne jednym z największych sporów gospodarczo-politycznych, z jakimi będziemy mieli do czynienia przed „euroizacją” Polski. A także, czy obecne kierownictwo NBP, uważane za niechętne szybkiemu wejściu do strefy euro, zmieniło zdanie. Prezes NBP Sławomir Skrzypek często wygłaszał opinię, że Polska powinna przyjąć wspólną walutę, gdy będzie do tego gotowa – cokolwiek by to miało znaczyć.

Rząd ma twarde stanowisko.

Premier Donald Tusk już zapowiedział w miniony piątek, że wejście do strefy euro pozostaje w mocy, nawet przy uwzględnieniu wszystkich okoliczności dotyczących niestabilności kursów walutowych na świecie i w Polsce. W październiku ubiegłego roku polski rząd przyjął „mapę drogową” wchodzenia Polski do euro. Jeszcze w tym roku mielibyśmy wejść do ERM2, czyli poczekalni przed euro, w której kurs waluty krajowej nie może się wahać bardziej niż plus/minus 15 proc., a w 2012 roku polskie euro miałoby się znaleźć w naszych portfelach. Po drodze musi zmienić się polska konstytucja, by NBP przestał być jedyną instytucją uprawnioną do emisji polskiego pieniądza.

Reklama

Jak zwracali ponad dwa lata temu uczestnicy jednej z debat, której zapis opublikowano w zeszytach BRE CASE, „część ekonomistów, głównie o nastawieniu liberalnym, optuje za jak najszybszym wejściem do systemu. Ich adwersarze opowiadają się za wejściem do ERM2 dopiero po osiągnięciu tzw. realnej konwergencji, czyli po polepszeniu konkurencyjności gospodarki. Obawiają się, że wprowadzenie złotego do ERM2, bez dostatecznie silnych fundamentów gospodarczych, może zakończyć się porażką. Złoty okaże się walutą mało stabilną i trzeba będzie lat, by wyjść z „przedsionka” do strefy euro. Padają też argumenty o konieczności zachowania suwerenności nad gospodarką. Wejście do strefy euro (a nawet do ERM2) oznaczałoby utratę kontroli nad wewnętrzną polityką pieniężną”.

Podchody pod raport

Raport od kilkunastu miesięcy przygotowywał NBP. Prace nie były pozbawione emocji. Jeszcze kilkanaście tygodni temu prezes NBP Sławomir Skrzypek zapewniał, że będzie on gotowy do końca grudnia 2008, jak się okazało – rezultat pojawia się kilka tygodni po terminie. Okazało się też, że pracom nad raportem przestał szefować dr Cezary Wójcik, który był dyrektorem Biura Integracji ze Strefą Euro (zajmowało się raportem).

Pojawiły się plotki o próbach wywierania nacisku na ostateczny kształt raportu, którym NBP stanowczo zaprzeczał.

Czy teraz będzie coś nowego?

Nie jest to pierwszy raport na temat polskiego euro. Jak przypominał w jednej z dyskusji BRE CASE były wiceprezes NBP Jerzy Pruski, a obecnie prezes PKO BP, po raz pierwszy kwestia przystąpienia Polski do strefy euro pojawiła się w dokumencie Rady Polityki Pieniężnej z 1998 r.

Potem, w „Strategii polityki pieniężnej po roku 2003” strategia wejścia do strefy euro została dokładniej sprecyzowana, ale bez daty przystąpienia do strefy euro, chociaż RPP uważała, że należy zmienić walutę jak najszybciej.Potem w 2004 r. był przygotowany przez NBP „Raport na temat korzyści i kosztów przystąpienia Polski do strefy euro”.

Prezes Pruski przypominał, że przedstawiono wówczas następujące szacunki dla scenariusza przystąpienia Polski do strefy euro w roku 2007: „W wyniku trwałego obniżenia ceny kapitału, które nastąpi po uzyskaniu członkostwa we wspólnym obszarze walutowym, tempo wzrostu gospodarczego w Polsce zwiększy się o około 0,2 pkt. proc. rocznie (powyżej tego tempa wzrostu, który istniałby niezależnie od tego czy Polska będzie, czy nie będzie wchodziła do strefy euro – przyp. autora). Do 2030 r. przyniesie to łączny wzrost PKB o około 6 proc.. Przy uwzględnieniu dodatkowych efektów wzrostowych, związanych z napływem bezpośrednich inwestycji zagranicznych, tempo wzrostu gospodarczego będzie wyższe o około 0,4 pkt. proc. rocznie.

W efekcie, do 2030 r. poziom PKB zwiększy się o około 12 proc. w stosunku do scenariusza pozostawania poza strefą euro (to tak, jakby o 1/4 obniżyć nasze zadłużenie zagraniczne)” – podkreślał Jerzy Pruski)W 2005 r.

Ministerstwo Finansów przygotowało opracowanie „Integracja Polski ze strefą euro: uwarunkowania członkostwa i strategia zarządzania procesem”. W tym raporcie (w którego przygotowaniu uczestniczył zresztą dr Cezary Wójcik) podkreślono, że ustalenie parytetu wymiany złotego na euro na poziomie zapewniającym konkurencyjność gospodarki jest szczególnie istotne. „Wyznaczenie zbyt wysokiego parytetu (słaby złoty) może (m. in. poprzez presję inflacyjną) doprowadzić do opóźnień w procesie nominalnej konwergencji.

Z kolei ustalenie kursu parytetowego na zbyt niskim poziomie (silny złoty) może prowadzić do utraty konkurencyjności gospodarki i spowolnienia wzrostu gospodarczego. Dlatego parytet centralny powinien zostać wyznaczony na ekonomicznie uzasadnionym poziomie - spójnym z fundamentami gospodarczymi, czyli bliskim kursowi równowagi”.

Tyle, że dziś, po gwałtownym rajdzie złotego w dół w ostatnich miesiącach, trudno jednoznacznie powiedzieć, co jest kursem równowagi.W raporcie tym, choć nie podawano roku, to jednak sugerowano, by euro wprowadzano 1 stycznia. Bo to data „stosunkowo naturalna” , dzień świąteczny, który może być przeznaczony na ostatnie przygotowania. Również Europejski Bank Centralny jest zdania, że 1 stycznia to dobry dzień, ale przede wszystkim na euro w formie bezgotówkowej. Euro w gotówce może, zdaniem EBC, pojawić się w dowolnie wybranym innym dniu.Członkiem zespołu piszącego raport, gdy ministrem finansów był Mirosław Gronicki, był też obecny rządowy pełnomocnik ds. wprowadzenia euro, wiceminister finansów Ludwik Kotecki.