Słabnący złoty sprowokował rząd do działania. Premier Donald Tusk powiedział wczoraj, że jeśli euro podrożeje do 5 zł, rząd będzie interweniował. Gdy to mówił, za euro płacono 4,87 zł. Zaraz potem inwestorzy zaczęli kupować złotego, jednak entuzjazmu nie wystarczyło na długo.

W kwadrans po wypowiedzi premiera euro kosztowało 4,92 zł. Ekonomiści winią za to... premiera. Podobnego zdania jest Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Banku.

- Podawanie poziomów, przy których zamierza się interweniować, jest zdecydowanie najmniej skutecznym sposobem działania, gdyż zwiększa ryzyko spekulacji. Wprawdzie w krótkim okresie może stabilizować sytuację na rynku, jednak zwiększa też pokusę dla dużych graczy - uważa Marcin Mróz.

Więcej w „Pulsie Biznesu”.

Reklama