Konserwatywne, leżące blisko turecko-syryjskiej granicy miasto Gaziantep zwykle popierało obecnego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana i jego Partię Sprawiedliwości i Rozwoju. Czy pogorszenie warunków życia w tym mieście wpłynie na wynik niedzielnych wyborów?

Redaktor naczelny dziennika "Gaziantep 27" Okkes Ozeksi na własnej skórze przekonał się, że jego zawód należy w Turcji do ryzykownych. "Trzy razy napadnięto na mnie na ulicy – opowiada Ozeksi. - Ostatnim razem pobili nie tylko mnie, ale i żonę. Trzy tygodnie leżałem w szpitalu. Zrobiłem portret pamięciowy napastników, ale policja ich nie szukała. Tylko moja gazeta drukowała te rysunki, aż wreszcie ktoś ich rozpoznał i zostali aresztowani. Dostali cztery lata, ale do tej pory nikt nie wie, kto ich wynajął".

Gazeta Ozeksiego jest niezależna, utrzymuje się głównie ze sprzedaży kioskowej, prenumerat i ogłoszeń.

"Rząd najchętniej w ogóle by się u nas nie ogłaszał, ale nie mogą nas kompletnie ignorować, bo spełniamy wszystkie kryteria prawne" – śmieje się Ozeksi. Ale poważnieje, gdy zaczyna tłumaczyć, jak gazeta próbuje przetrwać w obecnym klimacie politycznym.

"Od kilku lat musimy zachować ostrożność, o czym i jak piszemy, bo teraz w Turcji można pójść siedzieć za jedno słowo. Mamy stan wyjątkowy. Piszemy głównie o tym, co się dzieje w Gaziantep, ale bez wielu szczegółów, bo za nie można pójść do więzienia" - opowiada.

Reklama

Położone na południowym wschodzie Turcji, na dawnym jedwabnym szlaku Gaziantep jest ósmym pod względem liczby ludności miastem Turcji i ważnym ośrodkiem przemysłowym. To także jedno z głównych tureckich miast, gdzie osiedlają się syryjscy uchodźcy. Według oficjalnych danych mieszka ich tam co najmniej 500 tys. Ozeksi mówi, że dla mieszkańców Gaziantep to duży problem.

"Mieszkańców jest 2 mln, a teraz jeszcze 0,5 mln Syryjczyków. Miejska infrastruktura nie jest gotowa na taką liczbę przybyszów. Gaziantep pęka w szwach, trudno jest żyć. Ceny wynajmu poszybowały w górę, mamy problemy z bezrobociem wśród miejscowych, bo większość Syryjczyków pracuje bez pozwolenia i za pół darmo. Bezpieczeństwo w mieście pozostawia wiele do życzenia. Syryjczycy stworzyli własne gangi, zwiększyło się spożycie narkotyków, liczba kradzieży, morderstw. Harmonia w mieście została zniszczona. Sporo ludzi stąd wyjeżdża" - opowiada redaktor.

Czy pogorszenie warunków życia w Gaziantep wpłynie na głosy mieszkańców w niedzielnych wyborach? Ozeksi rozkłada ręce. "Trudno coś przewidzieć. Gaziantep to miasto konserwatywne, większość zwykle popierała Erdogana i jego partię. Ale teraz ludzie są rozgniewani i Gaziantep może wszystkich zaskoczyć. Ale nie wydaje mi się, by teraz przed wyborami ktoś powiedział to głośno. Taka szczerość mogłaby zaszkodzić" - komentuje Ozeksi.

W poprzednich wyborach AKP w Gaziantep zdobyła osiem miejsc w parlamencie na 12, które miastu przypadało. W tych wyborach miasto będzie miało 14 deputowanych. Ozeksi wątpi jednak, by partia Erdogana powtórzyła wynik z jesieni 2015 r. Mówi, że ludzie są zmęczeni ciągle powtarzającymi się wyborami i ciągłą walką polityczną.

"AKP może tu stracić 5-6 proc. (...) Opozycyjna koalicja może nieźle wypaść" – przewiduje Ozeksi.

Potwierdza, że miejscowy biznes bardzo ucierpiał z powodu drastycznego spadku kursu liry. "Gaziantep to miasto, które żyje z handlu, jesteśmy jednym z wiodących eksporterów w Turcji. Ale okazuje się, że importujemy więcej niż eksportujemy, bo z czegoś musimy produkować, a większość surowców pochodzi z zagranicy. Biznes teraz nie idzie jak powinien. Ale przed wyborami wszyscy nabrali wody w usta i nikt nie powie ani słowa o kryzysie, bo to temat polityczny. Nikt nie wie, kto wygra w wyborach, więc lepiej nie otwierać buzi. Przecież w Turcji nie ma niezależnych biznesmenów. Wszyscy mają powiązania polityczne i z AKP, i z innymi partiami" - tłumaczy Ozeksi.

"Póki co kryzysu jeszcze nie odczuwamy" - zapewnia Necati Binci, właściciel małej firmy produkującej farby i szef Związku Rad Miejskich Turcji. "Restauracje i sklepy są pełne kupujących, na ulicach jest mało żebraków, ale myślę, że po wyborach, ktokolwiek je wygra, będziemy musieli zacisnąć pasa" – dodaje.

Binci kocha swoje miasto i jest dumny z jego osiągnięć. "Ludzie tu lubią pracować i jak widzą, że komuś jakiś biznes się udaje, to natychmiast go powielają – opowiada PAP. - Nie lubią pożyczać pieniędzy. Więc w porównaniu z innymi miastami tutejsze biznesy są dość mało zadłużone. Teraz, gdy wszyscy martwimy się kursem liry, to dla tutejszego przemysłu dodatkowy bonus".

Binci wymienia główne produkty eksportowe miasta: dywany, wyroby włókiennicze, chemiczne i plastikowe, makarony, rośliny strączkowych, obuwie, odzież. Wartość eksportu Gaziantep na głowę mieszkańca wynosiła w 2017 r. 3 170 USD, czyli ponad dwa razy tyle co przeciętna w Turcji. Wyroby stąd trafiają głównie do Iraku, USA, Syrii, Arabii Saudyjskiej i Iranu, ale też do Europy i Izraela. Pod względem eksportu Gaziantep zajmuje szóste miejsce w Turcji.

Binci zatrudnia 13 pracowników i sprzedaje 80 proc. swoich farb za granicę. Mówi, że dzięki temu, że sprzedaje za dolary, na razie nie odczuwa problemów ekonomicznych. Martwi się jednak o turecką gospodarkę po wyborach.

"Budżet państwa nie jest zbilansowany. Import jest wyższy od eksportu o jakieś 30 mld dolarów" - podkreśla, dodając, że to m.in. dlatego że więcej wydaje się na budowę nowych dróg czy budynków niż inwestuje w rozwój produkcji przemysłowej.

Binci uważa, że syryjscy uchodźcy w Gaziantep dobrze wpływają na tutejszy przemysł. "Po pierwsze bogaci Syryjczycy otworzyli własne fabryki. Po drugie Gaziantep dzięki uchodźcom ma tanią niewykwalifikowaną siłę roboczą, o którą poprzednio było trudno. Tradycyjnie robotnicy w Gaziantep są drożsi, bo mają wyższe kwalifikacje. Gdybyśmy nie mieli Syryjczyków, musielibyśmy zacząć szukać siły roboczej na wsi. Wypełnili lukę" - wyjaśnia.

Według Izby Handlowej w Gaziantep obecnie działa 1,2 tys. firm, których właścicielami są Syryjczycy. Przed 2011 rokiem było ich 12. "Syryjczycy otwierają głównie restauracje i kawiarnie, ale także przedsiębiorstwa handlowe czy fabryki włókiennicze, produkujące dywany maszynowe, żywność" – mówi PAP kierownik Izby ds. kontaktów z zagranicą Gulbin Caliskanturk.

Ponadto w Gaziantep działa co najmniej 500 dużych zakładów przemysłowych należących do Syryjczyków - dodaje Binci. Nie zaprzecza jednak, że obecność syryjskich uchodźców jest dla Gaziantep problemem. "Różnimy się kulturowo. Mieszkańcy Gaziantep lubią wcześnie chodzić spać i wstawać wcześnie rano, żeby pracować. Syryjczycy całe noce spędzają na ulicy, śpią dłużej, są bardziej leniwi" – tłumaczy.

Binci uważa, że trudno przewidzieć, czy inflacja i spadek kursu liry wpłyną na wyniki wyborów w Gaziantep. Przysłuchujący się rozmowie inny biznesman wyraża jednak nadzieję, że tak się stanie. Wyznaje, że w wyborach będzie głosował na Partię Ludowo-Republikańską, bo "Erdogan niszczy Turcję". "Musimy zrobić wszystko, żeby zmienić władzę" - mówi, dodając, że w tym roku obroty spadłu mu o 25 proc. "Jestem pośrednikiem. Kupuję maszyny w Chinach i sprzedaję firmom w Gaziantep. Operuję w dolarach, ale moi klienci nie mogą sobie teraz pozwolić na transakcje w obcych walutach" – tłumaczy.

Z Gaziantep Agnieszka Rakoczy