Po nerwowym piątku dziś w Europie, w tym na GPW, obserwujemy umiarkowane wzrosty. Po około godzinie handlu indeks polskich blue chipów zyskiwał niecałe 2%, w porównaniu do 3,3% na otwarciu. Biorąc pod uwagę „huśtawkę” panującą na rodzimej giełdzie w ostatnich dniach należałoby powstrzymać się od jakichkolwiek radykalnych prognoz, jednak ostateczny wynik sesji będzie zapewne zależał od otwarcia w USA.

W piątek na giełdach amerykańskich po raz kolejny dominowała strona sprzedająca. Dow Jones zniżkował o 1,34% przebijając na zamknięciu minima z listopada 2008, S&P500 zniżkował niewiele ponad 1,1%, Nasdaq natomiast zakończył sesję 0,1% „pod kreską”. W skali tygodnia wszystkie trzy wymienione indeksy oddały ponad 6%. Wśród inwestorów zdecydowanie pogłębiły się obawy dotyczące największych banków Ameryki, a słowem najczęściej pojawiającym się na ustach była „nacjonalizacja”.

Według niektórych źródeł przejęcie przez rząd Stanów Zjednoczonych kontrolnych pakietów w m.in. Citigroup czy Bank of America jest tylko kwestią czasu. Rynek nieznacznie uspokoiły wypowiedzi płynące z Białego Domu, w których administracja zapewniła że pomimo ciężkiej sytuacji banki pozostaną prywatne. Nie powstrzymało to jednak inwestorów przed masową wyprzedażą akcji Citi, które zanotowały ponad 22% spadki. Na Wall Street wciąż utrzymują się rozchwiane nastroje i duża doza niepewności, jednak cień szansy na nieznaczne odbicie dała dziś sesja azjatycka, którą większość parkietów zakończyła na plusach. Najsilniejsze, ponad 3% wzrosty obserwowaliśmy na giełdach w Hong Kongu i Korei Południowej, o 0,5% zniżkowała natomiast giełda w Japonii.