Poza tym Departament Skarbu w piątek poinformował, że w tym tygodniu przedstawi szczegóły planu ratowania sektora bankowego, a dodatkowo Wall Street Journal i Financial Times twierdzą, że trwają negocjacje między Citigroup a rządem USA. Celem jest zwiększenie udziału państwa w Citi, ale nie nacjonalizacja. To powinno było pomagać bykom. I rzeczywiście pomagało.

Akcje w sektorze bankowym gwałtownie drożały - w czasie sesji zdarzało się, że nawet po kilkadziesiąt procent. Szczególnie mocno rosły ceny akcji Citigroup i Bank of America. To właśnie sektor finansowy winiono za ostatnie przeceny, więc wydawało się, że wzrosty cen banków poprowadzą za sobą cały rynek. Tak się jednak nie stało i to właśnie jest bardzo niepokojące.

Być może szkodziło najbardziej to, że telewizja CNBC poinformowała, iż American International Group (AIG), która była już ratowana przez rząd, może mieć nawet 60 mld USD straty kwartalnej i znowu będzie musiała poprosić o pomoc rządu. To musiało zrodzić wiele pytań, a jednym z nich było: jeśli pomoc rządowa tak (nie)działa to czym się to wszystko skończy? Takim zachowanie rynek dawał sygnał administracji USA: nie wierzymy w skuteczność waszych programów pomocowych. Można zapytać: skoro one (programy) i działania Fed nie pomagają to co może pomóc? Niestety, nie ma odpowiedzi na to pytanie.

W Polsce w poniedziałek kurs EUR/USD od rana rósł, co umacniało złotego do głównych walut. Złotemu pomagała też nawała medialna ukierunkowana na wejście do strefy ERM2 oraz informacje o tym, że Polska podjęła już na ten temat 3 tygodnie temu rozmowy z Komisją Europejską. Oba powody były jedynie pretekstami do umacniania naszej waluty, bo tak naprawdę nie powinny mieć większego wpływu na zachowanie rynku. Więcej na ten temat napiszę niedługo na swoim blogu w Bankier.pl.

Reklama

Kolejny przełom nastąpił po wywiadzie wiceministra finansów Ludwika Koteckiego dla TVN CNBC. Powiedział on, że kolejne interwencja ministerstwa nie są wykluczone. Poza tym minister promieniał optymizmem zapowiadając dążenie do wejścia do ERM2 w maju/czerwcu tego roku.

Kropkę nad i postawiła o 14.30 słowna (na razie) interwencja banków centralnych Polski, Węgier i Czech. W Polsce NBP opublikował komunikat, który mówił, że "W ocenie Narodowego Banku Polskiego sytuacja makroekonomiczna Polski nie uzasadnia takiej skali osłabienia kursu złotego. NBP może podjąć działania w celu uniknięcia niekorzystnego oddziaływania wahań kursowych na gospodarkę".

Podobne komunikaty opublikowały banki Czech i Węgier. Wreszcie jakieś wspólne działania i wreszcie NBP rezygnuje z upartego powtarzania „nie będziemy interweniowali”. Kursy walut w Polsce, Czechach i na Węgrzech spadły, ale bardzo szybko wróciły do poziomu zbliżonego do tego sprzed publikacji komunikatów banków. Powodem było pogorszenie nastrojów na świecie.

Na GPW w poniedziałek zmienność była znowu oszałamiająca. Rozpoczęliśmy sesję wzrostem WIG20 o ponad 3,5 procent, a potem testowaliśmy opór z 17. lutego, czyli górną krawędź okna bessy (1.436 pkt.). Jednak już po 1,5 godzinie nic z tego wzrostu nie zostało. WIG20 rósł kosmetycznie. Małe obroty sprzyjają takim dzikim zwrotom indeksów. Nie jest to rynek dla spokojnego inwestora. Od tego czasu indeks rósł spokojniej, ale pozostawał daleko z tyłu za innymi giełdami Eurolandu.

Taka niechęć do kupna akcji zaowocowała przed południem ponownym testem poziomu piątkowego zamknięcia, a potem wejście w obszar wartości ujemnych. Rynek zachowywał się jednak lepiej niż węgierski indeks BUX (ten w czasie sesji tracił nawet dwa procent). Od tego czasu WIG20 kręcił się wokół poziomu piątkowego zamknięcia, ale zakończył dzień spadkiem o 1,3 proc. (załatwił to znowu fixing). Sesja od strony technicznej niczego nie wyjaśniła. Nadal obowiązuje sygnał sprzedaży.