Tłumy przed SN mnie nie poruszają, bo tam przychodzą ludzie, którzy protestują przeciw tej władzy w każdej sprawie. Ja w tym nie widzę siły społecznej - mówi w rozmowie z Piotrem Zarembą, Wiesław Johann, były sędzia Trybunału Konstytucyjnego.

Czy trzeba było zmienić zasady wyboru KRS?

Nowej rady nie chcę oceniać, bo jej jeszcze dobrze nie poznałem. Po pierwszych spotkaniach mogę powiedzieć tyle, że nowa rola jest trudna dla jej członków.

Trudna, bo większość środowiska sędziowskiego uważa, że nie powinni przyjmować wyboru od większości parlamentarnej.

Nie podoba mi się infamia, jaką się ich obejmuje. Są wyraźne plusy tego rozwiązania. Pojawiła się wśród nowych członków KRS większa liczba sędziów rejonowych, a wcześniej był tylko jeden. To swoista demokratyzacja, także uzupełnienie zbiorowej refleksji rady o nowe doświadczenie. A co z tego wyniknie? Powtórzę coś, co panu niespecjalnie się podoba: po owocach ich poznamy. Ja, żeby sformułować ostateczną ocenę, wolę trochę zaczekać.

Reklama

Ale nie widzi pan skazy w punkcie wyjścia?

Rozmawiajmy szczerze: ja nie byłem tą zmianą zachwycony. Ale tak zdecydował parlament, a ja prawo szanuję. Ale może nowy mechanizm będzie funkcjonował lepiej niż poprzedni? Można było odnieść wrażenie, że do tej pory o decyzjach czy sędziowskich rekomendacjach nadmiernie decydowały nieformalne związki wewnątrz sędziowskiego środowiska – co zresztą jest naturalne. Chociaż ja się temu przypatrywałem z pewnej odległości, jako adwokat czy członek Trybunału Konstytucyjnego. Na razie mogę powiedzieć tyle, że bardzo mi się podoba nowy przewodniczący KRS. Jest z prowincji, to bardzo dobrze. To człowiek bardzo obowiązkowy, świetnie przygotowany. A ja próbuję być obiektywny. Powiedziałem prezydentowi, kiedy mi proponował miejsce w KRS: będę przemawiał własnym głosem. Zgodził się na to.

Nie raziło pana, że posłom opozycji odmówiono informacji, kto zgłosił którego członka KRS? Marszałek Sejmu Marek Kuchciński to utajnił.

Raziło mnie, naturalnie. Uważam jawność życia publicznego za naczelną wartość. I mówię to otwarcie. Powoływano się na prawo do prywatności. Art. 61 konstytucji daje każdemu prawo do informacji o działalności organów publicznych. Tego to ja uczę studentów.

Ale czy to nie jest szerszy problem: układamy wszystko pod siebie, wybieramy swoich, reszta Polaków w tym układaniu z założenia nie uczestniczy?

Zakładam, że parlamentarna większość kieruje się interesem państwa. Równie ważne jak domniemanie konstytucyjności jest dla mnie domniemanie dobrej wiary. Ufam, że celem jest sprawność sądownictwa. Na razie są protesty, w sądach krakowskim czy warszawskim, co mnie razi.

Może sędziowie czują się zagrożeni?

To pytanie do socjologa, ja nie rozumiem tego środowiskowego oportunizmu.

A może to nie oportunizm, a środowiskowa solidarność?

Może. Ale tłumy przed SN mnie nie poruszają, bo tam przychodzą ludzie, którzy protestują przeciw tej władzy w każdej sprawie. Ja w tym nie widzę siły społecznej. To trochę jak z sądowym wyrokiem. Ktoś przegrał sprawę i od razu uważa, że sędzia został przekupiony.

Wypowie pan się z perspektywy lat o sporze wokół Trybunału Konstytucyjnego? Można odnieść wrażenie, że w swoim obecnym składzie stracił sporą część autorytetu, zwłaszcza wśród środowisk prawniczych.

Proszę o następne pytanie. Jako były sędzia TK nie powinienem się w ogóle wypowiadać.

Słusznie odwołano na początku kadencji Sejmu trzech sędziów, aby ich zastąpić trzema innymi?

W tej konkretnej sytuacji, po zmianach dokonanych przez PO pod koniec kadencji, parlament miał prawo uchylić swoją uchwałę, zastępując ją inną.

A pana ocena obecnego trybunału?

O tym nie będę się wypowiadał. Status apolitycznego sędziego trybunału w stanie spoczynku ma swoje prawa.

Ma pan poczucie, że między panem a środowiskiem prawniczym jest jakaś przepaść?

W ludzkim wymiarze nie dostrzegam tej przepaści. Z ludźmi krytycznymi wobec zmian, o których z panem rozmawiamy, nadal umiem znaleźć wspólny język. Z poprzednią KRS pracowało mi się świetnie. Zarazem moje kontakty z innymi prawnikami są ograniczone.

Polska nie ma problemu z praworządnością?

Odrzucam te oskarżenia. Reforma była konieczna, nie jestem pewien wszystkich jest skutków, ale należało ryzykować.

>>> Czytaj też: Kaczyński o "buncie" w SN: akcja skazana na "sromotną klęskę"