Ekonomiści oceniają, że susza w Polsce jest najgorsza od czasów klęski, która nawiedziła nasz kraj w 2006 roku. Skutki tegorocznej plagi będą jednak o wiele mniej dotkliwe. Straty mogą przekroczyć 162,5 mln zł.

W najnowszym (lipcowym) sprawozdaniu Instytut Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG) podaje, że Polskę nęka susza rolnicza. Spowodowały ją wysokie temperatury i niskie opady w kwietniu, maju i czerwcu. Najbardziej potrzebują deszczu, który w połowie lipca zaczął wreszcie padać, województwa pomorskie, zachodniopomorskie, lubuskie, podlaskie, kujawsko-pomorskie i wielkopolskie.

Jak ujawnia Ministerstwo Rolnictwa (MR), na 2478 gmin w kraju zagrożonych brakiem wody jest 1437, czyli około 58 proc. Szczególnie dotkliwie susza poraziła zboża jare. Dotknęła też krzewów i drzew owocowych. Z danych IUNG wynika, że od 11 kwietnia do 10 czerwca w niebezpieczeństwie znajdowało się 64,67 proc. areału upraw zbóż jarych, 49,44 proc. krzewów owocowych, 48,97 proc. zbóż ozimych, 47,67 proc. truskawek, 17,33 proc. drzew owocowych i 1,15 proc. rzepaku i rzepiku

Rolnicy na Kujawach, o których pisze „Nasz Dziennik”, podkreślają, że w dobrym roku, kiedy pogoda sprzyja wegetacji, uzyskują 3-4 tony żyta z hektara. W tym, jeśli zbiorą 1,5 tony z hektara, to będzie bardzo dobry wynik.

Liczenie strat

Reklama

Do 4 lipca powołano 1359 komisji, które szacują straty w gminach zagrożonych suszą. Z zebranych przez zespoły badawcze danych wynika, że liczba gospodarstw poszkodowanych przekroczyła 42,5 tysiąca. Natomiast powierzchnia upraw dotkniętych klęską wynosi ponad 781,8 tysięcy hektarów. Na polach o powierzchni 17,6 tysiąca hektarów szkody przewyższyły 70 proc. Straty mogą wynieść ponad 162,5 mln złotych – wynika z szacunków Ministerstwa Rolnictwa.

– Należy jednak podkreślić, że te wielkości szybko się zmieniają – wskazuje Małgorzata Książyk, dyrektor biura prasowego MR.

Susza może wystąpić w jednej z trzech postaci: atmosferycznej, glebowej (rolniczej) i hydrologicznej. Z suszą atmosferyczną mamy do czynienia wtedy, kiedy w okresie wegetacyjnym przez 20 dni odczuwa się brak opadów. Jeśli nadal nie ma deszczu, pojawia się susza rolnicza (glebowa). Z powodu dalszego braku opadów nadchodzi susza hydrologiczna, czyli obniżenie się poziomu wód gruntowych i podziemnych. Jej skutki – w odróżnieniu od atmosferycznej i rolniczej, które zanikają względnie szybko – mogą trwać nawet lata, aż dojdzie do odbudowy zasobów wodnych.

Zdaniem ekspertów, obecna susza jest najgorsza od 2006 roku. Wówczas pojawiła się susza hydrologiczna. Spowodowała mniejsze zbiory zbóż (o 18,4 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim), ziemniaków (o 13,6 proc.), buraków cukrowych (o 18,6 proc.), warzyw gruntowych (o 14,1 proc.) i rzepaku (o 3,4 proc.). O mniej więcej jedną czwartą mniejsze były plony drugiego pokosu traw.

Dwanaście lat temu susza nie zaszkodziła jednak plonom owoców z drzew, z wyjątkiem brzoskwiń i moreli, a także z krzewów owocowych i plantacji jagodowych. Przeciwnie, ziemiopłodów z sadów było nawet więcej niż rok wcześniej – czytamy w sprawozdaniu Doroty Stankiewicz „Skutki suszy w rolnictwie polskim” dla Biura Analiz Sejmowych.

Dlaczego minister rolnictwa dopuścił stosowanie szkodliwych substancji w uprawach rzepaku? Pszczelarze alarmują

Wpływ na ceny umiarkowany

Skutki suszy tegorocznej nie powinny być tak bolesne – prognozują Mariusz Dziwulski i Marcin Czaplicki, analitycy PKO BP. Ich zdaniem wpływ suszy na ceny będzie umiarkowany. O poziomie cen, sądzą, często będą stanowić uwarunkowania światowe.

Susza w kraju przełoży się na zmniejszenie plonów wielu roślin. Zbiory zbóż w Polsce mogą być niższe o 5-9 proc. Niemniej ich wysoka podaż na świecie (rekordowe zapasy na koniec sezonu 2017/2018) będzie działać w kierunku spadków cen – wyjaśniają ekonomiści. Dodają, że mniejsza produkcja w kraju może wprawdzie powodować, że okresowe spadki cen zbóż oraz rzepaku w III kwartale tego roku będą znacznie łagodniejsze, jednak nie należy spodziewać się istotnych podwyżek w relacji rocznej.

Zdaniem analityków PKO BP niższe mogą być zbiory warzyw gruntowych, co może spowodować wzrost cen w drugiej połowie roku. Jeśli chodzi o owoce, będziemy jednak notować wyraźne spadki. Ich podaż będzie o wiele większa niż w roku 2017, kiedy dały się we znaki przymrozki.

Pomimo trwającej suszy kluczowy wpływ na tempo wzrostu cen żywności będą miały efekty statystyczne (wysoka baza), związane z ubiegłorocznymi wzrostami cen masła i jaj.

– W ich rezultacie, w najbliższych miesiącach spodziewamy się dalszego wyhamowania dynamiki cen żywności – nie wykluczamy, że w IV kwartale może być ona nawet zbliżona do zera lub ujemna – ujawniają ekonomiści PKO BP.

Chleb nie musi być droższy

Grzegorz Ogonek i Marcin Luziński z Departamentu Analiz Ekonomicznych BZ WBK prognozują, że susza nie sprawi rozkwitu inflacji. Opracowanie przedstawili 21 czerwca 2018, ale zapewniają, że wnioski są wciąż aktualne. Ich zdaniem susza spowoduje mniejsze zbiory ziemiopłodów i wpłynie na wzrost cen, który jednak będzie miał „pomijalny wpływ na ścieżkę CPI w tym roku”.

Ekonomiści BZ WBK przypominają, że sprawozdania IUNG mówią o stratach w plonach na dotkniętych obszarach rzędu co najmniej 20 proc. (zbóż jarych i ozimych, krzewów i drzew owocowych, truskawek oraz rzepaku i rzepiku). Natomiast Europejska Federacja Handlowców Zbożowych szacuje spadek łącznych zbiorów zboża w Polsce na 1,1 proc. w tym roku.

Opierając się na danych historycznych autorzy prognozy oceniają, że „w tym roku susze mogą spowodować spadek zbiorów zbóż i krzewów owocowych o ok. 10-15 proc.”, czyli spodziewają się uzyskania ok. 27,5-29 mln ton zbóż (przy rocznym krajowym zużyciu szacowanym przez Agencję Rynku Rolnego na ok. 27-28 mln ton), a owoców jagodowych (bez truskawek) na poziomie ok. 320-335 tys. ton. Nie przewidują wyraźnego spadku podaży truskawek i plonów z drzew owocowych.

Analitycy Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej przewidują w tym roku „głęboki spadek zbiorów zbóż w Polsce (do 27,5 mln ton wobec 31,9 mln ton w 2017 r.). Spadek będzie wynikał z niższych, na skutek suszy, plonów”. Jeszcze w czerwcu badacze IERiGŻ szacowali, że w 2018 roku zbiory zbóż mogą wynieść 30,5 mln ton.

Ekonomiści BZ WBK nie sądzą, by susza miała istotny wpływ na ceny zbóż. Zboża jare, które szczególnie ucierpiały, mają mniejsze znaczenie dla podaży krajowej niż zboża ozime, które są mniej wrażliwe na suszę i które, według GUS, stanowią ok. 65 proc. produkcji zbóż. Mimo strat spowodowanych suszą zbiory krajowe powinny wystarczyć, by zaspokoić popyt krajowy. Poza tym – czytamy – zboża to światowy surowiec rolny; ich cena jest odporna na zaburzenia w lokalnej podaży – korelacja krajowych cen pszenicy, żyta oraz mąki ze wskaźnikiem cen zbóż Organizacji Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) wynosi między 0,8 a 0,9. Ceny zbóż w Polsce prawdopodobnie w tym roku będą jednak rosły, ale nie z powodu suszy, lecz wskutek wzrostu cen w świecie oraz osłabienia złotego do dolara – sądzą ekonomiści BZ WBK.

Nawet jeśli ceny zboża pójdą w górę, to chleb wcale nie musi podrożeć, ponieważ udział mąki w kosztach wypieku stanowi ok. jednej trzeciej. Badacze nie wykluczają jednak podwyżek cen wyrobów pochodzenia zwierzęcego, ponieważ wyschły trawy, co może mieć przełożenie na podaż pasz. Spodziewają się też, że słabsze zbiory przełożą się na podwyżkę cen owoców.

Bardziej wymierny wpływ na ścieżkę CPI w tym roku może mieć wzrost cen warzyw, który jest prawdopodobny, jeśli z powodu braku deszczu ucierpią zbiory tych ziemiopłodów, dotychczas niezagrożone.

W koszyku inflacyjnym warzywa ważą o wiele więcej od owoców. „Gdyby przyjąć, że ich ceny zachowywałyby się w drugiej połowie roku podobnie jak po suszy w 2015 r., to inflacja CPI pozostałaby blisko 2 proc. w nadchodzących miesiącach” – oceniają autorzy prognozy.

Rząd chce powołać Narodowy Holding Spożywczy

Nauka z klęski

Marek Sawicki, były minister rolnictwa z ramienia PSL, cytowany przez „Rzeczpospolitą” zwraca uwagę na konieczność prowadzenia odpowiedzialnej gospodarki wodnej. Chodzi przede wszystkim o rozbudowę systemu tzw. małej retencji, która pomagałaby w nawadnianiu pól w sytuacji krytycznej. Mała retencja, czyli zatrzymywanie jak największej ilości wody i zapobieganie jej bezowocnemu odpływowi do morza, zajmuje poczesne miejsce już wśród wytycznych, jak się nie dać zaskoczyć suszy, przedstawionych w przywoływanym wcześniej sprawozdaniu Biura Analiz Sejmowych. Chodzi zwłaszcza o budowę małych zbiorników wodnych i zastawek, a także zalesienia, ochronę stawów wiejskich i mokradeł.

O pilnej potrzebie zmian w polityce wodnej mówi na łamach „Rzeczpospolitej” także prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Jego zdaniem w Polsce od dawna niewiele się robi w dziedzinie melioracji. „W czasie zaborów na terenie zaboru pruskiego budowano więcej urządzeń melioracyjnych, niż teraz konserwujemy na tych samych terenach. To pokazuje skalę zaniedbań” – podkreśla.

W Polsce – zauważa dyrektor IERiGŻ – albo pada i woda spływa do morza, albo pojawia się susza. I tak na przemian. Pewnym rozwiązaniem – zdaniem uczonego – może być też szukanie nowych odmian roślin, bardziej odpornych na suszę.

Prof. Kowalski zwraca też uwagę na konieczność prowadzenia rozsądnej, oszczędnej gospodarki wodnej. A to oznacza także kształtowanie odpowiedzialnych postaw obywateli, z których wielu nie zdaje sobie sprawy, że pod względem wielkości zasobów wody Polska znajduje się w podobnym położeniu jak Egipt.

Mnóstwo wody marnuje się u nas także wskutek wyrzucania żywności. Co roku na wysypiska trafia ok. 9 mln ton jedzenia. Tymczasem uzyskanie kilograma wołowiny – pisze Sylwia Majcher w książce „Gotuję, nie marnuję. Kuchnia Zero waste po polsku”– wymaga 15 tysięcy litrów wody. Do upieczenia bochenka chleba potrzeba jej 500 litrów.

Autor: Wojciech Klewiec