Nie przekroczyłam granicy wstąpienia do PZPR. Wiem, że dziś prawnicy znów stoją przed wyborem. Ceną nie jest paszport. Ceną nadal jest lojalność, która wymaga legitymizwania demontażu z takim trudem wywalczonego państwa prawa - mówi w wywiadzie prof. Monika Płatek.

Pani profesor, przecież to środowisko prawnicze jest podzielone.

Istotą nauki jest spór. I kiedy dwie strony wymieniają argumenty, słuchają siebie nawzajem, kiedy sporem rządzi racja argumentów, to stan taki jest w porządku. Gorzej, gdy zamiast argumentów rządzą wyzwiska, pogarda, odbieranie głosu.

Pamiętam bardzo dobrze, co się działo na wydziale prawa w 1981 r. i co w 1989 r. Stan wojenny to w pewnym sensie najpiękniejszy okres w moim zawodowym życiu. Spotykaliśmy się wówczas nieco konspiracyjnie w maleńkim mieszkanku i przygotowywaliśmy dobre prawo na czas, kiedy to, co się teraz dzieje, minie. Mieliśmy też gotowe zręby reformy więziennictwa. Fakt, że przeciwnik był jasno sprecyzowany sprawiał, że byliśmy jednością. W 1989 r. to się skończyło. Jedność przestała istnieć. Do głosu doszły różnice przekonań. Tyle, że był to naturalny element rozwoju demokratycznego państwa. W demokracji jest miejsce na różnice zdań. Problem natomiast, jaki mamy teraz, polega na tym, że część z nas – prawników – uczestniczy w procesie demolowania państwa prawa. W świadomym łamaniu konstytucyjnych zasad państwa prawa i lekceważeniu gwarancji praw człowieka. Są wśród tych osób ludzie tacy jak prokurator Piotrowicz, którzy i przed 1989 r. byli potulnie spolegliwi wobec władzy i czerpiący z tego korzyści. Są jednak i tacy, którzy w 1989 r. byli dziećmi.

To jest więc znowu czas próby. Przed ludźmi otwierają się szanse na stanowiska, pieniądze, wyjazdy, możliwości robienia projektów – wystarczy być posłusznym, przytakiwać i udawać, że nikt nam nigdy nie wmówi, że czarne jest czarne…

Reklama

Jak za komuny. Za jeden podpis.

Za lojalność. Za zgodę na stawiane warunki. Nie trzeba sie na nie godzić, najczęściej mamy wybór. Kiedyś za komuny nie pojechałam do Oksfordu. Nie miałam paszportu. Żeby dostać paszport, musiałabym wstąpić do partii. Do dziś żałuję, że nie pojechałam do Oksfordu. Nigdy nie żałowałam, że nie wstąpiłam do PZPR, ani żadnej innej partii.

I trzeba było podpisać chęć współpracy?

Nie wiem, co by było dalej. Nie przekroczyłam granicy wstąpienia do PZPR. Wiem, że dziś prawnicy znów stoją przed wyborem. Ceną nie jest paszport. Ceną nadal jest lojalność, która wymaga legitymizwania demontażu z takim trudem wywalczonego państwa prawa. Natomiast nie wiem, czy będzie ktoś chętny na stanowisko I prezes SN. Jeśli tak, to będzie to tylko dowód na jego/jej nieumiejętność czytania prawa i na sprzeniewierzenie się własnej kompetencji i karierze prawniczej. Bez względu na to, czy ta praktyka była na uczelni czy w sądzie. Przecież uczymy studentów, czym jest Konstytucja, przysięgamy na Konstytucję, tłumaczymy, że prezydent nie może nikogo ułaskawić przed prawomocnym wyrokiem. Żaden prawnik w Polsce nie może udawać, że nie wie, że kadencja I prezes Sądu Najwyższego upływa w 2020 r. I żadna próba przekupstwa, złamania kręgosłupa nie może tego zmienić. Bez względu na to, jakie są różnice w środowisku prawniczym, tu sprawy są jednoznaczne.

>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP