W tym tygodniu Ryanair doświadczył największego strajku w swojej historii. Odwołano ponad 600 lotów od Irlandii po Włochy, a O’Leary wrócił do dawnej formy i odwzajemnił cios – i to mocno. Pierwszy rewanż nastąpił w środę 27 lipca, kiedy zagroził, że zwolni kilkaset osób z obsługi lotów. Irlandzcy piloci odwzajemnili się zapowiedzią czwartego dnia strajków, zaostrzając w ten sposób spór, który wzbierał cały rok i zaczął kipieć w czasie, gdy w całej Europie turyści pakowali się na wakacyjne wyjazdy.

Ryanair przez trzy dekady omijał spory pracownicze, które prześladowały tradycyjne linie lotnicze, żarliwie sprzeciwiając się wszelkim próbom zakładania związków zawodowych. Mimo że przewoźnik zarzeka się, że nie ulegnie żadnym żądaniom, które mogłyby zagrozić niskokosztowemu modelowi działania firmy, związki nie odpuszczają.

Inwestorzy, którzy zostali poinformowani o zapowiadających się letnich strajkach, z początku pochwalali nieugiętość O’Leary’ego, a akcje Ryanaira 27 lipca wzrosły prawie o 5 procent po tym, jak przewoźnik ogłosił, że być może zlikwiduje 300 miejsc pracy w Dublinie i przeniesie je do Polski. Kiedy jednak irlandzkie stowarzyszenie pilotów linii lotniczych zareagowało na to zapowiedzią przedłużenia strajku, cena akcji zaczęła spadać i następnego dnia osiągnęła najniższy poziom od prawie dwóch lat.

Spór pomiędzy pracownikami a firmą toczy się wokół kwestii płac, emerytur, awansów i przywilejów związanych ze stażem pracy, a także możliwości nakazania pilotom przeprowadzenia się do innego miasta. Ale w rzeczywistości chodzi o kontrolę – Ryanair zawsze dokonuje szybkich ruchów w sprawach takich jak zmiana samolotów, zatrudnianie nowych pracowników i ograniczanie etatów albo ekspansja na nowe rynki bez konsultacji ze związkami zawodowymi.

Reklama

>>> Czytaj też: Drugi dzień strajku w Ryanairze. Tysiące pasażerów musiało zmienić plany

Stanowisko protestujących pilotów jest nieco mocniejsze dzięki temu, że na całym świecie panuje niedobór pilotów. EasyJet, British Airways i Norwegia Air Shuttle prowadzą kampanie rekrutacyjne, których celem są niezadowoleni piloci i personel pokładowy Ryanaira.

Ponieważ wartość akcji Ryanaira w ciągu ostatnich dwóch dekad wzrosła piętnastokrotnie, inwestorzy mieli do O’Leary’ego zaufanie pomimo sporów z pracownikami oraz starciami z konkurencją, a nawet po błędzie w harmonogramie lotów, którzy we wrześniu spowodował odwołanie 20 tysięcy lotów. O’Leary, który kiedyś stwierdził, że „prędzej piekło zamarznie” niż on pozwoli na powstanie związków zawodowych, zgodził się na to w grudniu, żeby zaspokoić pilotów po kryzysie z rozkładem lotów.

Dziś jednak „w środowisku inwestorów pojawiła się nerwowość”, mówi konsultant ds. lotnictwa John Strickland. „Sytuacja jest trudniejsza niż do tej pory”.

Podczas gdy uznanie związków zawodowych w firmie załagodziło nieco napięcia, spokój nie trwał długo. Zimą i wiosną związki w całej Europie po cichu tworzyły listy zastrzeżeń – od prostych, takich jak darmowa woda dla personelu, po bardziej złożone, takie jak zasady zmian pilotów pomiędzy miastami. Gdy zbliżał się szczytowy sezon letni, skoczyły one do ataku: strajki spowodowały odwołanie lotów w Irlandii, Portugalii, Hiszpani, Belgii i Włoszech. Pracownicy w Niemczech również głosują nad podjęciem strajku.

Kierownicy w Ryanairze „wywołują wzajemną wrogość wśród pracowników, co w przypadku związków nigdy nie jest dobrym pomysłem”, mówi analityk Daniel Roeska.

Pomiędzy pracownikami obsługi pokładowej krążą zdjęcia, które ilustrują to, jak bardzo złe są relacje pomiędzy przewoźnikiem a pracownikami. Na jednym z nich widać stół z butelkami wody i ciasteczkami, które kierownictwo miało przekazać pracownikom kiedy zaczęły się strajki. Na darach tych leży zapisana ręcznie kartka: „Pierwszy raz od dziewięciu lat dostajemy coś za darmo? Weźcie to z powrotem, nie chcemy tego”.

O’Leary pokazał, że jest w stanie dokonać zmian, jeśli uważa, że zwiększy to zyski firmy, na przykład starając się o poprawę sposobu, w jaki traktowani są pasażerowie po serii skarg. w 2014 roku rozpoczęto proces zmian, w ramach którego Ryanair zrezygnował z denerwujących, wysokich opłat za nadbagaż czy sygnału trąbki oznajmiającego przylot na czas, a dodał możliwość rezerwacji miejsc i usługi dla rodzin, takie jak możliwość zabrania na pokład fotelika samochodowego. Zyski szybko wzrosły.

„Każdy kocha grzesznika, który się nawrócił”, mówił wtedy O’Leary. „Nauczyliśmy się pokory, a to dla Irlandczyka trudna lekcja”.

Dziś jednak stoi on na twardej pozycji. „Te związki zawodowe muszą zrozumieć, że Ryanair nie jest jakąś tradycyjną linią lotniczą, która będzie się kajać przed każdą groźbą strajku”, powiedział inwestorom w zeszłym tygodniu po ogłoszeniu 20-procentowego spadku przychodów, częściowo związanego ze strajkami.

Jeśli O’Leary zdecyduje się na udział w negocjacjach, dobrym pomysłem na początek będzie ograniczenie wymagań wobec personelu pokładowego dotyczących sprzedaży określonej liczby dodatków podczas lotu, takich jak towary bezcłowe. Nie zmniejszyłoby to zysków firmy, a przyniosłoby ulgę pracownikom – mówi Philips Landau, prawnik pracy z Londynu.

Agresywna strategia O’Leary’ego „najprawdopodobniej rozzłości związki zawodowe i strajkujących pracowników”, dodaje Landau. „Jeśli klienci zaczną unikać Ryanaira z powodu strajków, może to mieć duży wpływ na firmę”.

>>> Polecamy: Strajk w Ryanairze? KE przypomina o prawach pasażerów