Choroba czy poważne, nieprzewidziane wypadki losowe nie będą już grzebać szans na korzystne rozliczenie
Dziś podatnicy, którzy nie złożą rocznego PIT w ustawowym terminie, nieodwracalnie tracą szansę na wspólne rozliczenie z małżonkiem lub dzieckiem. Preferencja przepada nawet, jeżeli spóźnienie powstało nie z ich winy, bo np. trafili do szpitala. To może ich kosztować tysiące złotych podatku, które zaoszczędziliby, składając wspólną deklarację.
Ministerstwo Finansów zamierza iść im na rękę. Z projektu nowej ordynacji podatkowej wynika, że pojawi się możliwość przywracania niektórych terminów prawa materialnego, czyli np. tych dotyczących składania deklaracji.
– To rewolucyjna zmiana – twierdzi Marcin Borkowski, radca prawny, doradca podatkowy z Borkowski & Wspólnicy Kancelaria Radców Prawnych i Doradców Podatkowych Sp. k. Wyjaśnia, że dziś taka możliwość dotyczy tylko prawa procesowego. Potwierdzał to zresztą wielokrotnie Naczelny Sąd Administracyjny.

Nowy mechanizm zadziała także przy spadkach i darowiznach

Reklama
Nie oznacza to jednak, że każdy spóźnialski skorzysta z nowej szansy. Będzie to dotyczyć tylko sytuacji, gdy podatnik przegapił końcową datę z przyczyn niezależnych od niego.
Nowy mechanizm zadziała też w przypadku spadków i darowizn dla najbliższej rodziny – dzieci, rodzeństwa, małżonków, wnuków. Dziś nie muszą oni płacić daniny pod warunkiem, że w ciągu 6 miesięcy złożą fiskusowi stosowne zgłoszenie. Gdy nie dopilnują formalności, bezpowrotnie tracą preferencję i muszą zapłacić pełny podatek przewidziany w ustawie (np. 1,5 tys. zł od darowizny 30 tys. zł). Po zmianach – w wyjątkowych sytuacjach – termin zostanie im przywrócony.
W wywiadzie dla DGP Filip Świtała, dyrektor departamentu systemu podatkowego w Ministerstwie Finansów, zapowiada też inne nowości. I potwierdza nasze doniesienia, że resort chce podnieść opłaty za interpretacje podatkowe. – Stawki mogłyby zależeć od wartości transakcji. Ale jest i inna koncepcja, którą żartobliwie można nazwać „co łaska” – mówi.

>>> Polecamy: Zwiększenie 500+ do tysiąca złotych? Większość uważa, że nie ma to sensu