Powstająca spółka rządowa Polskie Domy Drewniane SA ma poważny problem – gdzie budować energooszczędne obiekty mieszkalne? To efekt wyrugowania z przedsięwzięcia Lasów Państwowych
Nowelizację ustawy – Prawo ochrony środowiska podpisał już prezydent Andrzej Duda. Jej zasadniczym celem jest powołanie do życia nowej rządowej spółki akcyjnej, która będzie się specjalizować w energooszczędnym budownictwie drewnianym, głównie dla osób, których nie stać na kupno własnego mieszkania. – Spółka będzie mogła nabywać grunty oraz przeprowadzać remonty i modernizację budynków – podaje Pałac Prezydencki.
Założycielami spółki Polskie Domy Drewniane SA (PDD) będą Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) oraz Bank Ochrony Środowiska SA. Pierwotna wersja zakładała, że będzie jeszcze trzeci założyciel – Lasy Państwowe (LP). Miały one wnieść konkret w postaci 266 ha gruntów. – Od początku chodziło wyłącznie o tereny niezalesione, które w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego zostały już wskazane jako przeznaczone pod zabudowę. LP wybrały spośród nich dodatkowo takie, które sąsiadują z gruntami mającymi dostęp do mediów i dróg. Chodzi o to, by nie przeznaczać pod mieszkaniowe budownictwo drewniane terenów, które byłyby z punktu widzenia potencjalnych mieszkańców niekorzystnie położone – wyjaśnia Krzysztof Trębski z LP.
Pojawiły się jednak naciski, by Lasy wykreślić z szykowanej ustawy. – Leśni związkowcy, zwłaszcza z Solidarności, byli przeciwni udziałowi LP, protestowali w tej sprawie pod Sejmem i bardzo ostro atakowali projekt w trakcie prac parlamentarnych. PiS wpadł we własne sidła, bo kilka lat temu atakował PO za „skok” na majątek Lasów, a teraz sam został o to oskarżony – przekonuje nas zorientowany w sprawie rozmówca.
Jego zdaniem pomysł zaangażowania Lasów w działalność Polskich Domów Drewnianych od początku był przedstawiany w sposób mało jasny i przejrzysty. – Powstało pole do tworzenia mitów i podejrzeń. Zwłaszcza że przeciwko projektowi byli też posłowie PiS, jak choćby Dariusz Bąk czy były minister środowiska Jan Szyszko. Podczas protestów stali pod Sejmem i bardzo krytykowali projekt ustawy, i to stojąc pół metra od ministra środowiska Henryka Kowalczyka – relacjonuje nasze źródło.
Reklama
Niedawno na antenie TV Trwam, należącej do Tadeusza Rydzyka, Jan Szyszko kolejny raz wbijał szpilki w swoich kolegów z rządu. – Bardzo dobrze się stało, że Lasy Państwowe nie będą partycypować w spółce Polskie Domy Drewniane, dlatego że Lasy nie są po to, aby tworzyły spółki Skarbu Państwa. Ich misją jest ochrona zasobów przyrodniczych – stwierdził.
O przyczyny zmian w ustawie zapytaliśmy Ministerstwo Środowiska (MŚ). Usłyszeliśmy, że jest to efekt „wsłuchania się parlamentarzystów w głos społeczeństwa i uszanowania woli przedstawicieli leśników”. Na pytanie, gdzie powstawać będą rządowe drewniane domy, skoro z inicjatywy wycofano Lasy Państwowe i ich grunty, odpowiedź jest wymijająca: – Ustalenie lokalizacji wymaga szczegółowych analiz rynku nieruchomości, w tym ekonomicznych, społecznych i prawnych. Pozwoli to dopasować ofertę najmu mieszkań do zapotrzebowania i możliwości finansowych najemców – stwierdza resort. Zapewnia jednocześnie, że zainteresowanie budową mieszkań na swoich gruntach przez spółkę PDD wyrażały władze samorządowe.
Które? Nie wiadomo. Zapytaliśmy o to największe miasta, jednak nigdzie nie usłyszeliśmy o współpracy z PDD. Tak twierdzą m.in. urzędnicy z Warszawy, Torunia, Gdańska czy Rzeszowa. Podobnie jest w Lublinie. – Miasto nie było zainteresowane współpracą ze względu na brak gruntów, które moglibyśmy przeznaczyć pod wspomniane budownictwo – mówi Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina.
Choć na razie nie wiadomo, gdzie domy będą powstawać, spółce PDD już zapewniono pokaźne finansowanie. Ustawa określa maksymalny limit wydatków NFOŚiGW, czyli jednego z założycieli PDD (zgodnie z nią finansowanie ochrony środowiska i gospodarki wodnej obejmuje wspomaganie energooszczędnego budownictwa drewnianego). Na ten rok limit wynosi tylko 60 mln zł, ale już w przyszłym roku będzie to 0,5 mld zł, a na lata 2020 i 2021 – po 400 mln. W kolejnych latach kwoty spadną do 300 mln, a potem do 100 mln zł. W razie problemów minister środowiska będzie mógł wdrażać mechanizmy korygujące te kwoty.

>>> Polecamy: Polska energetyka straci na unijnych staraniach o ekologię?