Antyrządowe protesty w Rumunii przeciw korupcji i niskim płacom to porażka projektu europejskiego - twierdzi europoseł Zdzisław Krasnodębski (PiS). UE, która miała wyrównać różnice, nie zdołała zlikwidować problemów społeczno-gospodarczych tego kraju - dodaje.

Według agencji Reutera w piątkowych protestach w stolicy Rumunii wzięło udział 100 tys. osób. Manifestacja, na którą do kraju przyjechały tysiące mieszkających na co dzień za granicą Rumunów, przerodził się w zamieszki. Protestujący wzywali do dymisji rządu i rozpisania przedterminowych wyborów.

Policja użyła gazu łzawiącego i armatek wodnych, by rozproszyć protestujących. Według policji w tłumie byli "prowokatorzy". Niektórzy uczestnicy akcji rzucali w stronę policji kamieniami, butelkami i świecami dymnymi. Grupa protestujących próbowała przerwać stojący przed rządowym budynkiem kordon policyjny. Wielotysięczne demonstracje odbyły się też w innych miastach Rumunii.

"Liczba Rumunów, którzy wyjechali na Zachód, jest przykładem porażki UE, która miała wyrównywać szanse, aby młode, aktywne osoby pracowały na rzecz rozwoju swoich krajów na miejscu, a nie za granicą. To również przypadłość innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. W wielu krajach nastąpiły duże zmiany cywilizacyjne, jednak towarzyszyły temu masowe wyjazdy młodych ludzi, zapaść demograficzna i deindustrializacja. To jest ten problem społeczno-gospodarczy, który jest powodem takich właśnie wydarzeń, jak w Rumunii" - zaznaczył

Krasnodębski przyznaje, że spotykał się z opinią o kwitnącej w Rumunii korupcji. "Wielokrotnie słyszałem opinie o tym, że korupcja jest bardzo dużym problemem w tym kraju. W grupie EKR jest europosłanka z Rumunii, która kiedyś była szefową prokuratury generalnej i walczyła z tym problemem. Odnosiła duże sukcesy, ale w ostatnich latach nastąpiło pogorszenie. Trudno jednak oceniać wydarzenia z pobocznej perspektywy, gdy nie mieszka się w danym kraju" - zastrzegł Krasnodębski.

Reklama

Przypomniał, że o Rumunii powszechne są również opinie, iż podjęte w tym kraju zmiany prawne mają osłabić możliwość walki z korupcją i ochronić część polityków przed ewentualnymi sankcjami karnymi.

Komisja Europejska poinformowała w poniedziałek, że nie komentuje protestów, do których doszło w ostatnich dniach w Rumunii, bo jest to wewnętrzna sprawa tego kraju.

Zdaniem Krasnodębskiego pokazuje to, że w niektórych sprawach KE jest nadaktywna, a w innych – nabiera wody w usta. Takim przypadkiem - jak dodał - było agresywne stłumienie demonstracji w Katalonii.

"W tym wypadku KE też nie chciała się wypowiadać i nagle okazało się, że nie obowiązują prawa człowieka, wolność zgromadzeń czy inne szczytne wartości europejskie. To świadczy o tym, że (KE) nie ma żadnych wypracowanych standardów, określających, w jakich sytuacjach reakcja jest możliwa" - zaznaczył w swej wypowiedzi. "To wszystko odbywa się arbitralnie, na zasadzie dobrowolności motywowanej interesami politycznymi" - dodał.

Jak przypomniał Krasnodębski, w Parlamencie Europejskim kilkakrotnie doszło do próby wprowadzenia do porządku obrad debaty na temat sytuacji w Rumunii. "Tak się jednak nie stało. Sprawę zablokowali Socjaliści i Demokraci oraz posłowie Europejskiej Partii Ludowej. To samo dotyczy Malty. W UE wiele krajów ma kłopoty, ale rozstrzygnięcia mają charakter przetargu politycznego i tak było w przypadku Rumunii" - zaznaczył.

W sobotę rumuńskie służby medyczne podały, że 440 osób - w tym kilkudziesięciu policjantów - zostało poszkodowanych w wyniku piątkowych demonstracji w Bukareszcie.

Prezydent Rumunii Klaus Iohannis, krytyk lewicowego rządu, potępił "brutalną interwencję policyjnych oddziałów prewencyjnych".

Uczestnicy demonstracji trzymali w rękach m.in. flagi Rumunii i Unii Europejskiej. Słychać było hasła: "Sprawiedliwość, nie korupcja!", "Partia złodziei". Przed budynkiem rządu tłum skandował: "czerwona plaga".

Jak podaje Politico, powołując się na czerwcowy raport Banku Światowego, za granicą kraju, którego obywatelami jest 19,6 mln osób, mieszka i pracuje od 3 do 5 mln Rumunów. Większość z nich, około 2,6 mln, jest w wieku produkcyjnym, co stanowi ok. 20 proc. zasobów rumuńskiej siły roboczej.

Emigranci zaznaczają, że opuścili kraj ze względu na korupcję, niskie wynagrodzenia i brak perspektyw.

Większość mieszkających za granicą Rumunów nie popiera rządzącej Partii Socjaldemokratycznej (PSD). Od czasu zwycięstwa PSD w wyborach w 2016 r. Rumuni regularnie organizują protesty, podczas których wypowiadają się przeciwko implementacji przez rząd nowych przepisów, które zdaniem krytyków osłabią walkę z korupcją.

Setki tysięcy Rumunów podpisały petycję, w której domagają się wprowadzenia przepisów, które zabraniałyby sprawowania urzędu osobom oskarżonym o korupcję i inne przestępstwa.