Szef Pentagonu James Mattis poinformował we wtorek, że władze USA są w stałym kontakcie z władzami Rosji w sprawie broni chemicznej w Syrii. Waszyngton uważa, że broń chemiczna może być użyta przez syryjskie siły rządowe, a według Moskwy - przez rebeliantów.

Mattis oświadczył, że wojska reżimu Baszara el-Asada gromadzą broń chemiczną w pobliżu prowincji Idlib, przygotowując ofensywę przeciwko dżihadystom i rebeliantom. "Zapewniam, że Departament Stanu aktywnie rozmawia z Rosją, aby temu zapobiec" - powiedział Mattis na konferencji prasowej.

Zdaniem amerykańskiego ministra obrony syryjskie społeczeństwo chciałoby doprowadzić do powstania nowego rządu, na czele którego nie stałby już Asad.

Według Rosji, która jest sojusznikiem reżimu Asada, broń chemiczna może być użyta przeciwko cywilom w prowincji Idlib przez rebeliantów, którzy zamierzają zrzucić odpowiedzialność na rząd syryjski. Siły reżimu prezydenta Syrii chcą odbić Idlib, w 60 proc. kontrolowany przez zbrojne ugrupowanie dżihadystyczne Hajat Tahrir asz-Szam (HTS), utworzone przez dawną syryjską filię Al-Kaidy. W prowincji tej znajduje się także wiele innych grup rebelianckich.

Mattis powiedział też, iż poparcie Stanów Zjednoczonych dla międzynarodowej koalicji pod dowództwem Arabii Saudyjskiej walczącej z rebeliantami Huti w Jemenie nie jest bezwarunkowe. Podkreślił, że Biały Dom stale rewiduje to wsparcie.

Reklama

"Naszym celem jest maksymalne ograniczenie strat wśród niewinnej ludności cywilnej. Chcielibyśmy, aby ta tragedia jak najszybciej zakończyła się i aby konflikt przeniósł się do stołu mediacyjnego w ONZ" - oświadczył Mattis.

Jemen pogrążony jest w chaosie od 2011 roku, gdy społeczna rewolta położyła kres wieloletnim dyktatorskim rządom prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konflikt nasilił się, gdy w marcu 2015 roku interwencję w Jemenie rozpoczęła Arabia Saudyjska.

Według ONZ wojna w Jemenie pochłonęła od 2015 roku prawie 10 tys. ofiar i wywołała "największy kryzys humanitarny na świecie". Organizacja Human Rights Watch oceniła niedawno, że śledztwa koalicji w sprawie ataków, w których giną cywile, "nie są wiarygodne", a śledczy "jedynie ukrywają zbrodnie wojenne".