Czy kapitał ma narodowość i czy w związku z tym prywatyzacja majątku państwowego na dużą skalę jest dla Polski większą szansą czy zagrożeniem - o to m.in. spierali się uczestnicy środowego panelu na XXVIII Forum Ekonomicznym w Krynicy.

Wiceminister finansów Paweł Gruza przekonywał, że kapitał ma narodowość, co widać choćby w sposobie zarządzania prywatnymi firmami. Mogą one mieć różną kulturę zarządzania i pracy, uzależnioną od tego, z jakiego kraju pochodzą.

Były minister finansów Jacek Rostowski odpowiedział na główne pytanie panelu słowami: "Trochę tak, trochę nie".

Jego zdaniem akurat aspekt różnic kulturowych firm z różnych krajów nie jest istotny, jeżeli działają one na otwartym rynku, w warunkach równiej konkurencji i przejrzystych reguł. Są jednak kraje - wymienił w tym kontekście Rosję i Chiny - z których nawet firmy prywatne są pod wpływem państwa i kierują się niejednokrotnie jego interesami.

Zwracał jednak uwagę, że jeżeli firmy prywatne kierują się nie tylko racjami ekonomicznymi i potrzebą jak największego zysku, niejako działają na własną szkodę i same na siebie nakładają rodzaj podatku.

Reklama

P.o. prezesa SGB Banku Jarosław Dąbrowski przekonywał, że aspekt narodowy kapitału pokazał przede wszystkim kryzys finansowy sprzed 10 lat - wówczas wiele banków wycofywało się z finansowania niektórych rynków, choć nie przemawiały za tym względy ekonomiczne.

Prezes ING Banku Śląskiego Brunon Bartkiewicz zwracał natomiast uwagę na większą złożoność tego problemu - wiele firm prywatnych, a nawet globalnych koncernów, działa w logice prawnej określonych państw i musi się z tym liczyć. Jeżeli ma do wyboru np. zwolnić iluś ludzi w zakładzie w kraju, w którym ma specjalne ulgi, to tego nie robi, nawet gdyby miało to poprawić rentowność.

"Każdy kraj ma własną religię gospodarczą, która decyduje o tym, co się mieści w sformułowaniu: interes mieszkańców tego kraju" - powiedział Bartkiewicz. "Korporacja ma z kolei to do siebie, że posługuje się kapitałem, a kapitał jako twór i jako definicja jednak jest tworem bezpaństwowym i beznarodowym, ponieważ jest to zasób służący do maksymalizacji efektywności" - dodał.

Podkreślał zarazem, że "każda korporacja żyje na styku tych dwóch elementów", a "połączenie tych elementów kreuję sytuację niezwykle skomplikowaną". Natomiast "w zależności od tego, jak bardzo korporacja jest powiązana z interesem państwowym, regułami lub właścicielsko, to oczywiście ta korporacja nie posługuje się tylko i wyłącznie prostym mechanizmem optymalizacji zwrotu z kapitału".

Do wątku kryzysu z 2008 roku wrócił Rostowski, mówiąc, że wtedy np. austriackie banki dopuszczały możliwość wycofania się m.in. z Polski. "Moja ostra rozmowa z ministrem finansów Austrii temu zapobiegła" - powiedział.

Przyznał też, że właśnie w czasie kryzysu okazało się, jak cenne jest istnienie w Polsce takiego banku jak PKO BP, na który rząd mógł w pełni liczyć, ponieważ nie był prywatny.

Wypowiedź Rostowskiego wywołała polemikę Pawła Gruzy. Krytykował on prywatyzację w wykonaniu poprzedniej ekipy, która bywała nieprzejrzysta i mogła być traktowana jako wyprzedaż majątku państwowego.

"Proporcja kapitału zagranicznego do państwowego musi spełniać kryterium bezpieczeństwa i zapewnienia suwerenności na złe czasy" - mówił Gruza.

W czasach obecnego rządu, dodał, niektóre decyzje prywatyzacyjne zostały odwrócone, jak np. w przypadku Pekao SA wykupionego od włoskiego UniCredit przez konsorcjum PFR i PZU. Zdaniem Gruzy pozbywanie się przez państwo "tego pakietu udziałów absolutnie kluczowych dla naszej suwerenności i bezpieczeństwa gospodarczego", nie jest obecnie właściwe.

Gruza przekonywał, że ponieważ Polska nie miała prywatnych firm, sięgających korzeniami XVIII wieku, jak wiele krajów Zachodu, rozwój gospodarczy powinien być wspierany przez państwo, więc prywatyzowanie wszystkiego jest błędem. Zastrzegł, że ma na myśli prywatyzację "kluczowych aktywów", a nie jest przeciwnikiem prywatyzacji jako takiej.

Polemizował z nim Rostowski, przekonując, że zatrzymanie prywatyzacji oznacza po pierwsze zamykanie się Polski na świat, a w efekcie biedę i zacofanie. Po drugie oznacza budowanie oligarchii i kapitalizmu politycznego, które nie służą rozwojowi. "Uważam, że otwarta Europa jest dla Polski jest bardziej korzystna, najgroźniejsze jest dla nas zamykanie się" - ocenił.

"Ja prezesuję polskiemu bankowi, którego głównym akcjonariuszem jest duża międzynarodowa grupa finansowa, reprezentuję więc polski bank" - powiedział prezes ING Banku Śląskiego Brunon Bartkiewicz. "Polski przedsiębiorca uzyska od nas wsparcie w swoich interesach za granicą" - dodał.

>>> Czytaj też: Zaskakujący zwrot akcji. PFR będzie współwłaścicielem Solarisa