Ta opinia bardzo szybko pojawia się w rozmowach z mieszkańcami, gdy pada pytanie o wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. "Do katastrofy doszło oczywiście z winy Polaków" – mówi niemal od razu spacerująca w centrum miasta starsza kobieta. Tłumaczy: "Im nie pozwolili na lądowanie, kazali im odlecieć, ale oni powiedzieli – nie, lecimy. (...) Nasi nie są tutaj winni".

Rozmówczyni PAP nie ma wątpliwości w sprawie przyczyn, dla którego Rosja dotąd nie zwróciła Polsce szczątków samolotu. "Jak tylko sprawa (karna) zostanie zamknięta, my wam oddamy wrak" – tłumaczy. I dodaje, że "trzeba już tę sprawę zamknąć".

Jej towarzyszka pamięta gęstą mgłę tego dnia i wiadomości podane w radiu. "Byliśmy przerażeni, że coś takiego się zdarzyło" – wspomina. Obie kobiety nie chcą podawać swoich imion. Zapewniają, że ludzie zawsze będą pamiętać o katastrofie. Pierwsza z nich tłumaczy, że katastrof wydarza się wiele, ale Polacy są Rosjanom szczególnie bliscy. "Szanujemy Polaków, lubimy ich, oni są dobrzy, tacy jak my..." – mówi.

Para w średnim wieku, również mieszkająca w Smoleńsku, pytana o katastrofę mówi, że przede wszystkim śmierć tylu ludzi budzi wielki żal. Przed ośmioma laty "wszyscy byli w szoku – jak to tak?" – wspomina kobieta. Ale ocenia, że podobnych tragedii zdarza się wiele. Jej towarzysz również przypomina, że od 2010 roku doszło do kilku katastrof samolotów rosyjskich.

Reklama

Wspominają w rozmowie z PAP, że "Polacy nas oskarżają" w sprawie okoliczności katastrofy Tu-154M. Mężczyzna mówi w sposób zdecydowany: "Czemu oni postanowili lądować?", "Nie trzeba było lądować we mgle".

"Tragedia, tyle ludzi zginęło" – wskazuje pytany o wydarzenia sprzed ośmiu lat mieszkaniec Smoleńska o imieniu Andriej. Podkreśla, że tragedią było także to, że w jednym samolocie znajdowali się wszyscy przedstawiciele władz. Razem z żoną, Olą, wspominają, że pierwszym wrażeniem, gdy dowiedzieli się, że rozbił się polski samolot, była myśl, że "to niemożliwe". Ich zdaniem dziś o katastrofie raczej już się zapomina, choć zawsze, gdy przejeżdżają obok miejsca, gdzie do niej doszło, pamiętają, że zdarzyło się to właśnie tutaj.

Miejsce to pokazywała w 2010 roku swojemu wnukowi inna mieszkanka Smoleńska, która przedstawia się jako Ludmiła. "To straszna strata" – mówi o katastrofie i zapewnia, że "nigdy nie zostanie ona zapomniana".

Ze Smoleńska Anna Wróbel (PAP)