Mieszkańcy dawnego bloku wschodniego są inni, bardziej realistyczni od mieszkańców Europy Zachodniej, a idealizm uważają za "bramę do piekieł" - ocenił węgierski dziennikarz i pisarz Boris Kalnoky w felietonie w anglojęzycznym portalu Deutsche Welle.

Autor tekstu odnosi się do ostatnich wydarzeń w Chemnitz w Saksonii, gdzie pod koniec sierpnia podczas kłótni kilku mężczyzn różnych narodowości zginął Niemiec. W związku z tym incydentem aresztowano Syryjczyka i Irakijczyka, w mieście odbyły się liczne demonstracje środowisk prawicowych i lewicowych, a media donosiły o odwetowych atakach skrajnej prawicy na obcokrajowców.

Zdaniem Kalnokyego w doniesieniach medialnych na ten temat wyrażenie"wschodnie Niemcy", gdzie znajduje się Saksonia, zyskało pejoratywny wydźwięk, podobnie jak - podkreśla - "Europa Wschodnia". Przekonuje, że "jeśli czyta się między wierszami, (to autorzy tych doniesień sugerują, że - PAP) ci na wschodzie są inni, a bycie innym jest złe, bo trzeba być takim jak ci na Zachodzie (...)".

Kalnoky konstatuje, że krytykowanie mieszkańców dawnego NRD nie jest niczym nowym, i porównuje sytuację tych osób z krytykowanymi na zachodzie Europy Węgrami. W jego ocenie mieszkańcy wschodniej i zachodniej Europy są różni.

Wskazuje, że "ludzie z dawnego bloku wschodniego dorastali inaczej niż ich rówieśnicy na Zachodzie". Pisze o ich wymuszonej okolicznościami nieufności do mediów i polityków, która miała sprawić, że osoby te nauczyły się pozyskiwać informacje z innych, nieformalnych źródeł - od "sąsiadów, znajomych, znajomych znajomych". Kalnoky twierdzi, że na Wschodzie takie kontakty są pielęgnowane o wiele częściej niż na Zachodzie, co umożliwia im "zrozumienie świata zgodnie z tym, co dzieje się w naszym otoczeniu, zamiast przyjmowania interpretacji od +tych na górze+".

Reklama

"Jeśli czyjeś dzieci są zastraszane przez migrantów na szkolnym dziedzińcu, kobiety są molestowane seksualnie, ale nie zostaje to odnotowane jako przestępstwo, tu +na Wschodzie+ wieść niesie się szybko, nawet jeśli wcale nie pojawia się w mediach. Zazwyczaj mamy jednoznaczną opinię - że to nie my stanowimy problem, lecz ci migranci oraz politycy, którzy wpuścili ich do kraju. To prawda, nawet jeśli większość migrantów to całkiem mili, normalni ludzie" - pisze Kalnoky.

Ludzie na Zachodzie w opinii Kalnokyego "postrzegają świat przez ideały przekazane im przez nauczycieli, polityków i media, i nie chodzi tu o rzeczywistość, lecz o +wartości+ jako spóźniony skutek ruchu 1968 roku (...)", według których "wszyscy ludzie są równi, złe przeczucia wobec ludzi z innych krajów to rasizm, religia to problem, duma i miłość do swojego kraju to nacjonalizm".

Tymczasem - według Kalnokyego - "na Wschodzie widzimy to inaczej: ludzie nie są równi, nie są +braćmi+, w polityce nie chodzi o +solidarność+, lecz walkę o wpływy i (obronę) interesów". Jak pisze, hasła te znają oni z czasów komunistycznej dyktatury i "interesuje ich rzeczywistość, podczas gdy ci na Zachodzie chcą dostosowywać rzeczywistość do swoich +wartości+".

>>> Polecamy: Złudzenie równości. Odebranie ziemi białym nie sprawi, że RPA wyjdzie na prostą