W związku z groźbą użycia broni chemicznej przez siły syryjskiego reżimu przeciwko rebeliantom w prowincji Idlib, minister obrony Niemiec Ursula von der Leyen analizuje możliwość włączenia się Bundeswery w operacje odwetowe - podał dziennik "Bild".

Niemiecki tabloid napisał o tym w niedzielę wieczorem w wydaniu online, powołując się na własne informacje.

Gazeta podkreśla w tytule artykułu, że rząd rozważa użycie myśliwców Tornado przeciwko siłom prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Resort obrony Niemiec bierze pod uwagę przyłączenie się do sojuszu, tworzonego przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Francję, ale tylko w przypadku użycia przez reżimowe wojska syryjskie gazów bojowych przeciwko ludności cywilnej.

„Bild” przypomina, że Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi atakowali w tym roku z powietrza wybrane cele reżimu Asada w reakcji na użycie przez armię syryjską gazu bojowego w Dumie koło Damaszku. Obecnie przestrzegają siły syryjskiego reżimu przed użyciem broni chemicznej w Idlibie, pod groźbą operacji odwetowych.

Kanclerz Angela Merkel wykluczyła wtedy udział Niemiec w „operacjach militarnych”, ale – jak twierdzi „Bild” - w resorcie obrony rozważa się obecnie zmianę stanowiska, przy czym decyzje będą ostatecznie podejmowane w Urzędzie Kanclerskim. Dziennik przewiduje, że z uwagi na presję czasu, parlament zostałby poinformowany dopiero post factum o przyłączeniu się Niemiec do ataków z powietrza na infrastrukturę wojskową w Syrii - koszary, bazy lotnicze, składy broni i amunicji, punkty dowodzenia itp.

Reklama

Idlib to ostatnia prowincja Syrii w znacznej mierze kontrolowana przez rebeliantów. Rząd w Damaszku w ostatnich tygodniach skoncentrował swoje oddziały i zagroził wszczęciem ofensywy.

Prezydent Asad deklaruje, że zamierza przywrócić rządową kontrolę nad całym terytorium kraju. W ostatnich miesiącach wspierana przez Rosję i Iran armia syryjska zdołała odbić z rąk rebeliantów ważne obszary, w tym położoną pod Damaszkiem Wschodnią Gutę oraz południe kraju, gdzie w wielu miejscach rebelianci poddawali się bez walki.

ONZ, liczne państwa i organizacje pomocowe obawiają się, że w Idlibie dojdzie do katastrofy humanitarnej. Zgodnie z szacunkami ONZ w Idlibie przebywa obecnie ok. 3 mln ludzi, z czego połowę stanowią wysiedleni z innych części kraju. Większość to cywile, ale są tam też organizacje terrorystyczne, zagraniczni bojownicy i zbrojne grupy opozycyjne.

Prowincja jest jedną z czterech "stref deeskalacji" w Syrii uzgodnionych w ramach porozumienia osiągniętego w ubiegłym roku przez Iran, Rosję i Turcję w stolicy Kazachstanu Astanie.

Specjalny wysłannik ONZ do Syrii Staffan de Mistura wezwał w końcu sierpnia Rosję, Iran i Turcję, by zapobiegły ofensywie na Idlib, gdyż może to doprowadzić do "wielkiej burzy", której skutki mogą wyjść poza Syrię.

Mistura podkreślił, że kluczowe jest, by nie dopuścić do użycia broni chemicznej. Oszacował, że w Idlibie przebywa ok. 10 tys. terrorystów z Frontu al-Nusra i Al-Kaidy. Wezwał do utworzenia korytarzy humanitarnych dla cywilów.

Eksperci oceniają, że liczba antyrządowych bojowników w Idlibie sięgać może nawet 100 tys. Wielu z nich zostało tam przewiezionych z innych części Syrii w ramach umów, którym patronowały Rosja i Turcja. Przez tereny przez nich kontrolowane biegną trasy łączące Aleppo z opanowaną przez reżim Asada Latakią nad Morzem Śródziemnym.

>>> Czytaj też: Stanowisko Niemiec ws. reparacji zmieni się? Prof. Żerko: Berlin porzuci hipokryzję [WYWIAD]