"Europejscy liberałowie odetchnęli z ulgą po ogłoszeniu rezultatów niedzielnych wyborów powszechnych w Szwecji, i są ku temu powody" - Szwedzcy Demokraci uzyskali trzeci, a nie prognozowany pierwszy wynik, a poparcie dla nich wzrosło "stosunkowo niewiele" w porównaniu z ich wynikiem wyborczym sprzed czterech lat - wskazuje dziennik we wtorkowym komentarzu redakcji.

Jak ocenia, fakt, że ponad cztery piąte wyborców zagłosowały przeciw "nacjonalistycznej i ksenofobicznej alternatywie" wobec partii mainstreamowych, sugeruje, że "polityczne szkody wynikłe z masowego napływu uchodźców do Europy w 2015 roku zostały opanowane".

Z drugiej strony - podkreśla "WP" - wyborcze rezultaty pozostawiły Sztokholm w stanie politycznego chaosu, a centrowy establishment w stanie znacznego osłabienia", zwiastując trudny proces formowania rządu.

"(...) Szwecja stała się +częścią nowej normy w polityce europejskiej+, jak to określił były premier (Szwecji) Carl Bildt. Choć ekstremiści skrajnej lewicy i prawicy nie zdobyli (w kraju) władzy, mają szansę rosnąć w siłę, jeśli tradycyjne partie będą nadal słabnąć. (Poza Szwecją) dzieje się tak również w Niemczech, Francji, Hiszpanii i Holandii. We Włoszech i Austrii antyimigranccy radykałowie już zdobyli część władzy, w Polsce i na Węgrzech rządzą z autokratycznym zapałem" - pisze "WP".

Reklama

W opinii tej gazety, niezależnie od tego, jaki rząd powstanie ostatecznie w Szwecji po wyborach, będzie musiał zjednoczyć liberałów, by wspólnie "znaleźć nowe sposoby na rozbrojenie sił skrajnie prawicowych zamiast im ulegać". "Triumf liberalnej demokracji bynajmniej nie jest pewny. W tym kontekście wybory w Szwecji to powód do ulgi, ale nie spoczęcia na laurach" - konkluduje "Washington Post".(PAP)